Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




sobota, 24 lipca 2010

Spacer

Dzisiaj coraz wiecej ludzi zaczyna , jak mysle, doceniac jego walory i zbawienne dla zdrowia zarowno fizycznego jak i psychicznego skutki. To bardzo dobrze. Dobroczynny wplyw spacerow daje sie dosyc szybko zauwazyc i odczuc, tak wlasnie odczuc. Szczegolnie ludzie pograzeni jak ja niegdys w depresji czerpia, moge smialo powiedziec, prawie natychmiastowe korzysci ze spacerow na lonie natury. Spacer po lesie przymusza do myslenia o pokonaniu czesto niewygodnego terenu i oddala od nas w ten sposob nasze skolatane, najczesciej negatywne mysli, pobudza do szybszego krazenia krwi a tym samym lepszego dotlenienia calego organizmu.

Spacer nad jeziorem, czy rzeka wycisza nasze wnetrze, lagodzi spojzenie na wszystko wokol nas. Patrzenie na wode i przyrode dookola niej pomaga nam zapomniec o tym wszystkim co nas przygniata i napelnia nas spokojem, ladem i harmonia wewnetrzna. Oddech staje sie bardziej rownomierny, pluca jakby maja wiecej miejsca w piersi, a bicia serca nie slychac juz w uszach. Spacerujac natomiast miedzy lanami zborz i wsrod rozleglych lak powoli zaczynamy czuc sie wolnymi od wszelkich trosk. Uczucie przytloczenia ustepuje miejsca radosci coraz wyrazniej odczuwanej i odbieranej przez nas dzieki rozciagajacej sie wokol nas przestrzeni.


Wspaniala towarzyszka moich spacerow byla moja suczka Zora. Wedrowala ze mna wszedzie, byla przy mnie zawsze, cierpliwie sluchala moich zali i skarg i nigdy mnie nie zdradzila. Gdy czula ze znowu jeste smutna znajdowala mi odpowiednie towarzystwo ludzi zupelnie obcych ale przyjaznych z ktorymi o dziwo latwo bylo mi rozmawiac. Gdy czulam sie zle od razu reagowala i starala sie jak mogla by mi pomoc, a to lizac mi rece, a to nie pozwalajac mi sie poddac. Rozbawiala mnie swoimi figlami, rozbrajala laszac sie do mnie. Bez watpienia moge powiedziec, ze byla prawdziwa moja ostoja w najtrudniejszych chwilach mojej choroby. Dzieki niej szybciej wrocilam do zdrowia.