Wiele razy zadawałam sobie samej pytanie - co jest sensem naszego istnienia? Czy jest to tylko praca, spanie i jedzenie? Czy jest to tylko zdobywanie i przedłużanie naszego gatunku? Jeżeli tak, to w jakim celu? Po co? Jeżeli życie to nie tylko praca, spanie, jedzenie, zdobywanie i rozmnażanie się, ale również przyjemność, co nie ulega wg mnie wątpliwości, to jak dostrzec to ostatnie w całej tej wydawałoby się niepotrzebnej, codziennej bieganinie, by nie dać się wciągnąć w wir rzeki życia i nie utonąć w nim? Jak omijać ukryte w niej niebezpieczeństwa? Płynąć z prądem, czy pod prąd?
Płynięcie z prądem jest zbyt łatwe i nie satysfakcjonuje, natomiast płynięcie pod prąd wymaga ogromnego wysiłku i samozaparcia, szczególnie gdy chodzi o słuszną sprawę. Wymaga też treningu, a więc przygotowania, zahartowania, by nie stać się ofiarą ukrytych w rzece życia wirów. W dalszym ciągu jednak jest pytanie - po co to wszystko skoro i tak kiedyś musimy umrzeć? Jeżeli musimy umrzeć, to po co się starać? Po co dbać o siebie, o swoje i swoich najbliższych zdrowie, po co zabiegać o cokolwiek?
Wydaje mi się, że odpowiedź na te wszystkie pytania zawarłam w moim poprzednim poście - bo życie to dar jedyny i nie powtarzalny i każdy z nas to wie. I chociażby było ono biedne, czy najnędzniejsze z najnędzniejszych, to pragniemy je przeżyć całe i nie ważne z bólem, czy bez, czy je sobie chwalimy, czy nie, chcemy je zachować, bo jest mimo wszystko pięknym i niepowtarzalnym darem. Walczymy o nie nawet wtedy, gdy pozbawione jest ono wydawałoby się wszelkich wygód i przywilejów i w ogóle jakiegokolwiek sensu.
Życie to nie tylko praca, spanie, jedzenie, zdobywanie i rozmnażanie się, ale jest to również przyjemność dla strudzonego dbaniem o przetrwanie człowieka. To jest także radość z możliwości przeżywania i dostrzegania np. piękna, miłości, które są wszędzie i za darmo, a nawet bólu, który sprawia, że zaczynamy doceniać ten dar, jakim jest życie.
Często szukamy szczęścia po całym szerokim świecie, a tym czasem ono jest tuż obok nas, a raczej w nas - to jest samo życie. Tak! To samo życie jest szczęściem! Dlatego właśnie warto jest o nie dbać i nie tylko dla siebie i o swoje.
Szczęśliwy człowiek rozdaje szczęście, nieszczęśliwy człowiek sieje nienawiść nawet do siebie samego.
- Kiedy człowiek jest szczęśliwy?
- Moim zdaniem wtedy, gdy nie porównuje się z innymi, gdy docenia swój własny dar jaki otrzymał - swoje własne życie i cieszy się każdą jego sekundą bez względu na sytuację w jakiej się znajduje, gdy wie, że potrzebny jest innym, a oni jemu.
-Kiedy człowiek jest nieszczęśliwy?
- Gdy mu inni wmówią, że brakuje mu czegoś, gdy mu wmówią, że jest biedny, że jest nikim i tam takie inne brednie. To rodzi w człowieku kompleksy, pragnienie posiadania i zazdrość posiadającym. To z kolei prowadzi go na drogę ciągłej udręki. Przestaje dostrzegać szczęście jakim jest jego własne życie i pragnie je przeżyć naśladując innych, bezosobowo - zgubił więc samego siebie. Taką zgubę najtrudniej jest odnaleźć -wg mnie. Często już nigdy lub dopiero na łożu śmierci.
Płynięcie z prądem jest zbyt łatwe i nie satysfakcjonuje, natomiast płynięcie pod prąd wymaga ogromnego wysiłku i samozaparcia, szczególnie gdy chodzi o słuszną sprawę. Wymaga też treningu, a więc przygotowania, zahartowania, by nie stać się ofiarą ukrytych w rzece życia wirów. W dalszym ciągu jednak jest pytanie - po co to wszystko skoro i tak kiedyś musimy umrzeć? Jeżeli musimy umrzeć, to po co się starać? Po co dbać o siebie, o swoje i swoich najbliższych zdrowie, po co zabiegać o cokolwiek?
Wydaje mi się, że odpowiedź na te wszystkie pytania zawarłam w moim poprzednim poście - bo życie to dar jedyny i nie powtarzalny i każdy z nas to wie. I chociażby było ono biedne, czy najnędzniejsze z najnędzniejszych, to pragniemy je przeżyć całe i nie ważne z bólem, czy bez, czy je sobie chwalimy, czy nie, chcemy je zachować, bo jest mimo wszystko pięknym i niepowtarzalnym darem. Walczymy o nie nawet wtedy, gdy pozbawione jest ono wydawałoby się wszelkich wygód i przywilejów i w ogóle jakiegokolwiek sensu.
Życie to nie tylko praca, spanie, jedzenie, zdobywanie i rozmnażanie się, ale jest to również przyjemność dla strudzonego dbaniem o przetrwanie człowieka. To jest także radość z możliwości przeżywania i dostrzegania np. piękna, miłości, które są wszędzie i za darmo, a nawet bólu, który sprawia, że zaczynamy doceniać ten dar, jakim jest życie.
Często szukamy szczęścia po całym szerokim świecie, a tym czasem ono jest tuż obok nas, a raczej w nas - to jest samo życie. Tak! To samo życie jest szczęściem! Dlatego właśnie warto jest o nie dbać i nie tylko dla siebie i o swoje.
Szczęśliwy człowiek rozdaje szczęście, nieszczęśliwy człowiek sieje nienawiść nawet do siebie samego.
- Kiedy człowiek jest szczęśliwy?
- Moim zdaniem wtedy, gdy nie porównuje się z innymi, gdy docenia swój własny dar jaki otrzymał - swoje własne życie i cieszy się każdą jego sekundą bez względu na sytuację w jakiej się znajduje, gdy wie, że potrzebny jest innym, a oni jemu.
-Kiedy człowiek jest nieszczęśliwy?
- Gdy mu inni wmówią, że brakuje mu czegoś, gdy mu wmówią, że jest biedny, że jest nikim i tam takie inne brednie. To rodzi w człowieku kompleksy, pragnienie posiadania i zazdrość posiadającym. To z kolei prowadzi go na drogę ciągłej udręki. Przestaje dostrzegać szczęście jakim jest jego własne życie i pragnie je przeżyć naśladując innych, bezosobowo - zgubił więc samego siebie. Taką zgubę najtrudniej jest odnaleźć -wg mnie. Często już nigdy lub dopiero na łożu śmierci.
"bo życie to dar jedyny i nie powtarzalny i każdy z nas to wie" - piękne słowa! Twoje przemyślenia są głębokie, a doświadczenia bogate. Mimo jest poznać kogoś kto ma podobne zainteresowania i rozmyśla nad tymi samymi zagadnieniami. Ja również często się zastanawiam nad sensem życia. Często tak jak Ty zadawałem sobie pytanie, czy życie to sam hedonizm, zaspokajanie potrzeb, jedzenie, spanie, pieniądze, seks? A może życie jest czymś więcej, czymś duchowym? Odpowiedź znalazłem w kilku fajnych książkach, z których na pierwszym miejscu stawiam Biblię (szczególnie Nowy Testament oraz Psalmy i Księgą Mądrości Syracha), "Przebudzenie" Anthonyego de Mello oraz fantastyczną "Potęgę podświadomości" Josepha Murphyego. Warto też przeczytać "Moc pozytywnego myślenia" Normana V. Peale.
OdpowiedzUsuńJa również cieszę się Poszukiwaczu Prawdy, że poznaję Ciebie i dziękuję za dobre słowo.
UsuńTak! Przez całe moje życie doświadczałam wiele złego, dobrego i wiele nijakości. Pieściło mnie ono i smagało na przemian, a czasami omijało mnie tylko pozostawiając w próżni niebytu, jak wtedy, podczas mojego „totalnego” wypalenia się. Dzisiaj już wiem, że próżnia ta była tylko pozorna, że nie był to dla mnie czas stracony. To właśnie wtedy budziłam się do życia, chociaż nie zdawałam sobie sprawy z tego. To, co wydawało się być moim końcem, stało się moim początkiem, moim odrodzeniem się już jako silniejsza osoba, szczególnie właśnie duchowo, bo fizycznie …? No cóż!? Biegam jakbym była bez skazy, bez uwierającego mnie ciernia. Ból, który odczuwam, przypomina mi tylko, że żyję – zaprzyjaźniłam się z nim.
Ja podobnie jak Ty najwyżej cenię sobie Biblię. „Przebudzenie” Anthonyego de Mello zaledwie liznęłam, pozostałe wymienione przez Ciebie pozycje są mi w ogóle nieznane. Pozdrawiam.
Zgadzam sie z pania do 100%. i czesto sie zastanawiam nad tym tematem. Uwazam ze wiele ludzi w dzisiejszych czasach zapomnieli o tym co jest wazne w zyciu, o naszych instynktach i o tym co jest naturalne dla nas ludzi. Ciesze sie ze jest nas paru ktorzy o tym wciaz pamietamy i uzywamy w zyciu codziennym. Pani pieknie maluje slowami! Bardzo sie ciesze ze znalazlam pani blog.
UsuńPozdrawiam Sabina
Witam Sabino! Ja również cieszę się, że zawitałaś do mnie i mam nadzieję, że będziesz to robić częściej, serdecznie zapraszam. Dziękuję za komplementy, którymi mnie obsypałaś. To bardzo miłe i powiem Ci w tajemnicy, że podniosłaś mnie nimi na duchu, podobnie zresztą jak i Poszukiwacz Prawdy.
UsuńZ tego, co napisałaś Sabino wnioskuję, że również starasz się płynąć pod prąd. Jeżeli tak, to dobrze, to bardzo dobrze, tylko nie zapominaj o sobie samej, o zatrzymaniu się na chwilę by złapać oddech, i naładować swoje własne baterie, by starczyło Ci sił aż do końca biegu, byś nie musiała zatrzymać się na półmetku z wyczerpania.
Pozdrawiam ciepło
Karolina
Pani Karolino,
UsuńCiesze sie ze moje slowa Pania podniosly na duchu. Niestety duzo ludzi nie mowia komplementow nawet jezeli maja je w mysli,czesciej slychac negatywne, wiec staram sie wymawiac moje pozytywne mysli o innych i o sobie samje tez, tworzac pozytywne reakcje. Dziekuje za rade, bede o tym pamietala i poswiecala troche czasu dla siebie, jak na przyklad teraz, relaksujac sie przy Pani blogu z filizanka czerwonej herbaty. Codziennie wchodze na pani blog z nadzieja ze jest jakis nowy ciekawy wpis.
Zycze milego dnia i pozdrawiam
Sabina
Bardzo Ci dziękuję Sabino! Miło by mi było, gdybyś zwracała się do mnie po imieniu.
UsuńMasz rację, ludzie dzisiaj stanowczo za mało mówią sobie miłych rzeczy. Szkoda! Podobnie jak Ty myślę, że wszyscy potrzebują czasami usłyszeć o sobie coś miłego. Komplementy dodają skrzydeł - to prawda - byle tylko nie były przesłodzone. Zbyt słodkie stają się niewiarygodne. Podobnie jest z krytyką. Zbyt ostra krytyka podcina skrzydła, łagodna natomiast działa motywująco.
Pozdrawiam Cię ciepło
Karolina