Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




środa, 7 sierpnia 2013

Zanim spełnią się moje marzenia

Przygotowania trwają. Wchodzę na różne strony internetowe, by się dowiedzieć jak powinien wyglądać prawdziwy deptacz w górach, biegam po sklepach i kupuję, kupuję, kupuję. Jestem przy tym tak podniecona i przejęta, że wszystkim sprzedawcom wokół opowiadam o czekającej mnie przygodzie. Uśmiechają się tylko i chętnie służą radą. Na koniec życzą mi powodzenia. Chyba zostawiłam u nich majątek. Ha ha ha!

Nie możemy przecież gór lekceważyć. Co prawda goście swoje prawa mają, ale ma je też i gospodarz. Mamy gościć w górach cały tydzień. Planowaliśmy dłużej, ale stanęły nam na przeszkodzie bardzo ważne sprawy nie cierpiące zwłoki. Byliśmy więc zmuszeni nasz wyjazd w góry przełożyć o całe dziesięć dni, mimo iż byliśmy już na urlopie i szczególnie ja tęskniłam już za górami jak Julia za Romeem, tęskniłam za Beskidem Śląskim. W związku z tym wszystko uległo zmianie, łącznie z nazwą gór, które w pierwszej wersji chciałam głównie ja odwiedzić. Trudno, mówi się, idzie się dalej. Góry, to przecież góry, muszą być wszędzie, jeżeli już nie takie same, to magiczne, skąpane w niepojętym pięknie – pomyślałam sobie - i okazało się, że miałam rację, ale o tym potem.

Wszystko spakowane, mieszkanie na tip-top wysprzątane. Zawsze tak robię przed podróżą. Chcę wracać do czystego domu, by móc po podróży od razu odpocząć. Rzucam jeszcze ostatni raz okiem na całość, zamykam drzwi i w drogę. Nareszcie jedziemy!

Nie, nie nareszcie! Dzwoni telefon. Znowu zmiana planów. Musimy zahaczyć o Sztokholm. Jedziemy, mus to mus, nie ma innej rady. Następne pół dnia opóźnienia do spotkania z wami, góry moje góry, ale to moja strata – myślałam sobie, może w przyszłym roku to odrobię. Tak bardzo już za wami tęsknię. Nie mogę się doczekać spotkania z wami.

Sztokholm mamy już za sobą, musimy teraz do Hamburga niestety. Mus to mus – znowu szepczę sobie pod nosem, cierpliwości dziewczyno, cierpliwości. Co jak co, ale cierpliwość to ja mam stoicką. Uspokajam się, wyciszam, gawędzę z moim ukochanym. Spokojna muzyka z radia zagłusza szum silnika. Mimo wszystko jesteśmy w świetnych humorach. Całujemy sobie nawzajem dłonie, uśmiechamy się do siebie i do czekającej nas przygody. Jeszcze tylko ten Hamburg i już potem tylko my i góry i nasza przygoda z nimi. Ciekawe jak będzie, ciekawe czy dam radę?

Następne dwa dni w Hamburgu, które spisuję na straty. Nie tak miał wyglądać mój urlop. Trudno i to zniosę ........., dla was moje piękne. Tydzień to dużo czasu, będzie dobrze, będziemy mieli dużo czasu by się poznać i zaprzyjaźnić. Telefon!
- No gdzie jesteście? – słyszymy zniecierpliwionych przyjaciół – czekamy na was.
- Gdzie? Które góry w końcu wybraliście?
- W Szklarskiej Porębie – słyszymy – w Beskidy wybierzemy się w przyszłym roku, ok? My mamy też tylko tydzień wolny, potem musimy do Berlina, a stąd będzie nam bliżej.
- Ok! Może być Szklarska Poręba. Jesteśmy już po drodze, właśnie wyruszamy z Hamburga.
- To rezerwujemy dla was pokój! I do zobaczenia wieczorem, już przy kolacji.

Jeszcze tylko ostatnie tankowanie i w drogę, kierunek Polska! Nareszcie – odetchnęłam z ulgą, chociaż nie kryłam rozczarowania, że spotkam nie te góry, do których tak bardzo tęskniłam i okazuje się, że nadal będę tęsknić. Trudno! Co się odwlecze, to nie uciecze. :)

- No to w drogę, na przywitanie przygody! - powiedziałam z uśmiechem.
- W drogę! Zapnij pas. Samochód ruszył. Serce nareszcie zabiło mocniej, z radia popłynęła cicha muzyka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz