Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




czwartek, 16 września 2010

13 styczen 2004 Wyjete z pamietnika

Dzisiaj czuje sie lepiej, chociaz wcale nie tak dobrze. Siedze w kuchni i patrze przez okno, jednoczesnie probuje pozbierac moje mysli na nowo. I nadal nic z tego nie wychodzi, nadal pustka jest we mnie. Przyjechala listonoszka, wrzucila poczte do skrzynki i odjechala tak szybko jak przyjechala.

Mysle teraz o zyciu, o moim zyciu, ktore mija rownie szybko jak przyjazd i odjazd listonoszki. Z przyjazde wiazaly sie nadzieje na cos ciekawego co sie w nim wydarzy, cos przyjemnego, jak np. nie oczekiwany list od przyjaciolki. Ale list nie przyszedl, sa tylko rachunki. Znowu czekac bede dnia nastepnego, moze on przyniesie ze soba cos dobrego, pozytywnego. W kazdym badz razie on nadal jest przede mna.

Z odjazde listonoszki jest juz tylko terazniejszosc i przeszlosc. Tak jak moje zycie do tej pory to tylko przeszlosc i terazniejszosc. A gdzie w tym wszystkim jest przyszlosc? Nie wiem! Jak narazie nie moge jej sobie wyobrazic, bo pustka jest we mnie, bo zyje tylko chwila obecna i tym co juz bylo. Czyz to nie jest smutne?

Kiedys mialam marzenia i plany. Co sie z nimi stalo? Mysle ze gdzies odplynely. Gdzies, gdzie nie ma mnie, gdzies, gdzie moga byc uzyteczne i spelnione ale nie przeze mnie. Ja juz nic nie moge. Moge tylko zawolac, zycie wroc do mnie, nie omijaj mnie, nie zapomnij.

Chcialabym wrocic do wspomnien, ale i tego nie moge. Terazniejszosci jeste wiezniem, chwili obecnej, w ktorej nic nie moge zrobic. A jednak??? Jednak moge, bo pisze to co czuje w tej chwili, opowiadam bezdzwiecznie o tym co mnie boli. Czyz to nie jest sukces? Czyz to nie jest pierwszy krok ku wyrwaniu sie z niewoli? A moze jednak zycie budzi sie we mnie, powoli?

Wiem tylko tyle, musze mowic, musze wyrzucic z siebie te udreke, ktora meczy mnie tak, jak nurka brak powietrza pod woda. Szybko, szybko przepycha sie ku gorze, ku powierzchni wody. Walczy z uporem, pokonuje bol spowodowany brakujacym powietrzem. Resztkami sil przebil sie wreszcie na powierzchnie wody i zaczerpnal duzy haust powietrza. Poczul straszliwy skurcz i bol w piersiach i znowu zanurzyl sie pod woda gwaltownie. Po chwili wybil sie z pod niej na powierzchnie, by juz na niej pozostac, powoli odzyskac spokoj i rownowage, pozbyc sie leku i odetchnac spelniona nadzieja.

Ja ciagle jeszcze walcze, resztkami sil przebijam sie ku gorze. Chociaz udreka rozpiera mnie i wywoluje bol, z uporem nurka przebijam sie ku powierzchni. Moze ja osiagne, jeszcze jest we mnie nadzieja. Jeszcze, mimo iz ciagle leze, nie jeste pokonana. Walcze!