Ostatnie dwa lata z plusem nie odwiedzałam mojego własnego blogu. Miałam tyle innych rzeczy do robienia, że zupełnie o nim zapomniałam. W tym czasie wydarzyło się tak bardzo wiele, ale to co najważniejsze, to ogromna poprawa mojego zdrowia przy pomocy oczywiście natury w szerokim jej pojęciu. Nabrałam do niej ogromnego zaufania. Nauczyłam się prawie w perfekcyjny sposób współpracować z nią i z moim własnym nie tylko ciałem, ale przede wszystkim z moim ja, z moją własną osobą.
Nigdy przedtem, przed moim całkowitym wypaleniu się, nie myślałam, że to jest takie ważne - słuchać siebie, swojego organizmu, który nieustannie daje nam sygnały, na które my niestety często nie zwracamy uwagi i bagatelizujemy je ku własnej szkodzie.
Powróciłam do równowagi, zarówno psychicznej i fizycznej. Nie było to łatwe, ale udało mi się, bo bardzo tego pragnęłam, bo byłam uparta, a moja wrodzona stoicka cierpliwość stała się dla mnie ogromną podporą. Dopiero teraz doceniam to, jakim wielkim jest ona darem, jak i wrodzony mój optymizm i wiara w to, że człowiek może wszystko jeżeli tylko naprawdę tego chce. Oczywiście jestem świadoma tego, że już nigdy nie odzyskam całkowitego zdrowia. Szkody w moim organizmie, te fizyczne, już są i nie da się ich odwrócić, ale przynajmniej udało mi się je zahamować. [Duży uśmiech]
Będąc któregoś dnia na zakupach spotkałam dwie znajome. Jedna z nich, ta wtajemniczona w historię mojego wypalenia się spytała mnie, czy czuję się już lepiej, czy czuję się zdrowsza?
Na co druga, odwracając się do mnie, zareagowała słowami:
"Ty jesteś chora? Nie widać tego po tobie! Bardzo ładnie wyglądasz!".
Ta pierwsza natychmiast odpowiedziała jej za mnie:
"Przecież nie każdą chorobę można zobaczyć!".
Ja uśmiechając się odpowiedziałam im - Bóg mnie na swoich rękach nosi!
Obydwie miały rację i sprawiły mi swoimi komentarzami ogromną radość. Pierwsza, bo nie poddawała wątpliwością moich zmagań się z bólem i cierpieniem, druga, bo podniosła mnie na duchu i sprawiła, że jeszcze bardziej uwierzyłam w siebie. Jej słowa utwierdziły mnie w tym, że już znowu jestem wśród żywych. Dzięki nim poczułam się jeszcze lepiej, a moja myśl, że Bóg na swoich rękach mnie nosi, dodała mi sił do dalszej walki z bólem, który dla innych przestał być widoczny, chociaż dla mnie stał się towarzyszem życia. Rozwód z nim jest niemożliwy, pozostało więc mi tylko zaakceptować go i nauczyć się z nim żyć tak, by nie zatruwać ani swojego, ani moich najbliższych życia. Grunt to pozytywne nastawienie i wiara w to, że dam radę, że nie dam się pokonać moim przypadłością i na przekór wszystkim i wszystkiemu odrzucić od siebie syndrom ofiary. Świat jest piękny, a ja jestem jedną jego cząstką. Cieszę się tym! Nadal żyję odczuwam i przeżywam i to jest to, co jest najważniejsze. To prawda, że:
"Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.", że:
"To, co nas nie zabije, wzmocni nas.".
Poraz kolejny dziękuję ci życie, że wróciłeś do mnie, dziękuję ci za dar zrozumienia tego, co jest w tobie najważniejsze!
"Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz, aż się zepsujesz."
cyt. Jan Kochanowski
Nigdy przedtem, przed moim całkowitym wypaleniu się, nie myślałam, że to jest takie ważne - słuchać siebie, swojego organizmu, który nieustannie daje nam sygnały, na które my niestety często nie zwracamy uwagi i bagatelizujemy je ku własnej szkodzie.
Powróciłam do równowagi, zarówno psychicznej i fizycznej. Nie było to łatwe, ale udało mi się, bo bardzo tego pragnęłam, bo byłam uparta, a moja wrodzona stoicka cierpliwość stała się dla mnie ogromną podporą. Dopiero teraz doceniam to, jakim wielkim jest ona darem, jak i wrodzony mój optymizm i wiara w to, że człowiek może wszystko jeżeli tylko naprawdę tego chce. Oczywiście jestem świadoma tego, że już nigdy nie odzyskam całkowitego zdrowia. Szkody w moim organizmie, te fizyczne, już są i nie da się ich odwrócić, ale przynajmniej udało mi się je zahamować. [Duży uśmiech]
Będąc któregoś dnia na zakupach spotkałam dwie znajome. Jedna z nich, ta wtajemniczona w historię mojego wypalenia się spytała mnie, czy czuję się już lepiej, czy czuję się zdrowsza?
Na co druga, odwracając się do mnie, zareagowała słowami:
"Ty jesteś chora? Nie widać tego po tobie! Bardzo ładnie wyglądasz!".
Ta pierwsza natychmiast odpowiedziała jej za mnie:
"Przecież nie każdą chorobę można zobaczyć!".
Ja uśmiechając się odpowiedziałam im - Bóg mnie na swoich rękach nosi!
Obydwie miały rację i sprawiły mi swoimi komentarzami ogromną radość. Pierwsza, bo nie poddawała wątpliwością moich zmagań się z bólem i cierpieniem, druga, bo podniosła mnie na duchu i sprawiła, że jeszcze bardziej uwierzyłam w siebie. Jej słowa utwierdziły mnie w tym, że już znowu jestem wśród żywych. Dzięki nim poczułam się jeszcze lepiej, a moja myśl, że Bóg na swoich rękach mnie nosi, dodała mi sił do dalszej walki z bólem, który dla innych przestał być widoczny, chociaż dla mnie stał się towarzyszem życia. Rozwód z nim jest niemożliwy, pozostało więc mi tylko zaakceptować go i nauczyć się z nim żyć tak, by nie zatruwać ani swojego, ani moich najbliższych życia. Grunt to pozytywne nastawienie i wiara w to, że dam radę, że nie dam się pokonać moim przypadłością i na przekór wszystkim i wszystkiemu odrzucić od siebie syndrom ofiary. Świat jest piękny, a ja jestem jedną jego cząstką. Cieszę się tym! Nadal żyję odczuwam i przeżywam i to jest to, co jest najważniejsze. To prawda, że:
"Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.", że:
"To, co nas nie zabije, wzmocni nas.".
Poraz kolejny dziękuję ci życie, że wróciłeś do mnie, dziękuję ci za dar zrozumienia tego, co jest w tobie najważniejsze!
"Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz, aż się zepsujesz."
cyt. Jan Kochanowski
Masz zupelna racje, zdrowie jest najcenniejszym darem tuz obok zycia. Warto jest o nie powalczyc.:)
OdpowiedzUsuńWitaj Karolciu !
OdpowiedzUsuńchyba właśnie złapałam Cię w innym miejscu niż dotychczas :)