Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




niedziela, 20 stycznia 2013

Znowu żyję

Ostatnie dwa lata z plusem nie odwiedzałam mojego własnego blogu. Miałam tyle innych rzeczy do robienia, że zupełnie o nim zapomniałam. W tym czasie wydarzyło się tak bardzo wiele, ale to co najważniejsze, to ogromna poprawa mojego zdrowia przy pomocy oczywiście natury w szerokim jej pojęciu. Nabrałam do niej ogromnego zaufania. Nauczyłam się prawie w perfekcyjny sposób współpracować z nią i z moim własnym nie tylko ciałem, ale przede wszystkim z moim ja, z moją własną osobą.

Nigdy przedtem, przed moim całkowitym wypaleniu się, nie myślałam, że to jest takie ważne - słuchać siebie, swojego organizmu, który nieustannie daje nam sygnały, na które my niestety często nie zwracamy uwagi i bagatelizujemy je ku własnej szkodzie.

Powróciłam do równowagi, zarówno psychicznej i fizycznej. Nie było to łatwe, ale udało mi się, bo bardzo tego pragnęłam, bo byłam uparta, a moja wrodzona stoicka cierpliwość stała się dla mnie ogromną podporą. Dopiero teraz doceniam to, jakim wielkim jest ona darem, jak i wrodzony mój optymizm i wiara w to, że człowiek może wszystko jeżeli tylko naprawdę tego chce. Oczywiście jestem świadoma tego, że już nigdy nie odzyskam całkowitego zdrowia. Szkody w moim organizmie, te fizyczne, już są i nie da się ich odwrócić, ale przynajmniej udało mi się je zahamować. [Duży uśmiech]

Będąc któregoś dnia na zakupach spotkałam dwie znajome. Jedna z nich, ta wtajemniczona w historię mojego wypalenia się spytała mnie, czy czuję się już lepiej, czy czuję się zdrowsza?
Na co druga, odwracając się do mnie, zareagowała słowami:
"Ty jesteś chora? Nie widać tego po tobie! Bardzo ładnie wyglądasz!".
Ta pierwsza natychmiast odpowiedziała jej za mnie:
"Przecież nie każdą chorobę można zobaczyć!".
Ja uśmiechając się odpowiedziałam im - Bóg mnie na swoich rękach nosi!

Obydwie miały rację i sprawiły mi swoimi komentarzami ogromną radość. Pierwsza, bo nie poddawała wątpliwością moich zmagań się z bólem i cierpieniem, druga, bo podniosła mnie na duchu i sprawiła, że jeszcze bardziej uwierzyłam w siebie. Jej słowa utwierdziły mnie w tym, że już znowu jestem wśród żywych. Dzięki nim poczułam się jeszcze lepiej, a moja myśl, że Bóg na swoich rękach mnie nosi, dodała mi sił do dalszej walki z bólem, który dla innych przestał być widoczny, chociaż dla mnie stał się towarzyszem życia. Rozwód z nim jest niemożliwy, pozostało więc mi tylko zaakceptować go i nauczyć się z nim żyć tak, by nie zatruwać ani swojego, ani moich najbliższych życia. Grunt to pozytywne nastawienie i wiara w to, że dam radę, że nie dam się pokonać moim przypadłością i na przekór wszystkim i wszystkiemu odrzucić od siebie syndrom ofiary. Świat jest piękny, a ja jestem jedną jego cząstką. Cieszę się tym! Nadal żyję odczuwam i przeżywam i to jest to, co jest najważniejsze. To prawda, że:
"Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.", że:
"To, co nas nie zabije, wzmocni nas.".
Poraz kolejny dziękuję ci życie, że wróciłeś do mnie, dziękuję ci za dar zrozumienia tego, co jest w tobie najważniejsze!

"Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz, aż się zepsujesz."

cyt. Jan Kochanowski

2 komentarze:

  1. Masz zupelna racje, zdrowie jest najcenniejszym darem tuz obok zycia. Warto jest o nie powalczyc.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Karolciu !
    chyba właśnie złapałam Cię w innym miejscu niż dotychczas :)

    OdpowiedzUsuń