Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




piątek, 24 maja 2013

Magia gór

Już dawno nic nie napisałam na moim blogu. Nie, nie! Tym razem nie zapomniałam o nim, a tylko omijałam go z braku czasu. Ostatni mój wpis był w marcu. To dawno, to bardzo dawno temu. Czas mijał mi tak szybko, że nawet nie zauważałam, że mija. Byłam zajęta nie tylko pracą zawodową, ale także odwiedzinami innych blogów, szczególnie jednego, którym się najzwyczajniej w świecie zachwyciłam - "Z punktu widzenia dziennego portiera" - polecam. Myślę, że nawet wirtualnie zaprzyjaźniłam się z jego autorem. Muszę przyznać, wspaniałym człowiekiem, o bardzo bogatym wnętrzu. Dzisiaj już takich ludzi jak on jest coraz mniej, chyba dlatego aż tak mnie zauroczył swoją osobowością. Prosty, piękny człowiek, taki prawdziwy. Przyjemnie się z nim rozmawia na różne tematy. Każdemu polecam znajomość z nim. Ten człowiek jest jak świeży oddech w tym dzisiejszym zwariowanym świecie pędzącym do nie wiadomo dokąd. Na jego blogu odpoczywam i oddycham pełną piersią, ładuję się tak bardzo mi potrzebną pozytywną energią.

Poza tym każdą wolną chwilę spędzałam na łonie natury. O moim zachwycie zimą już pisałam, ale nie wspominałam o tym, że na granicy zimy z wiosną odwiedziłam okoliczne góry. To było prawdziwie magiczne przeżycie. W mieście już zapanowała wiosna, podczas gdy tam, w górach nadal królowała zima. Wszędzie było biało i pięknie. Narciarze nadal cieszyli się swoim sportem, dzieciaki zjeżdżały razem z rodzicami na sankach ze stoku ciągle jeszcze pokrytego śniegiem, chociaż po zarówno stoku, trasy narciarskiej, jak i szlaku po którym szłam kantach dało się zauważyć przepychającą się przez śnieg wiosnę. Powoli, ale skutecznie zaczęła ona zmuszać zimę do odejścia.

Wędrowałam po dobrze odśnieżonym i znajomym mi szlaku, przeznaczonym dla takich górskich amatorów jak ja. Było wspaniale, cicho i pięknie. To był prawdziwy relaks. Już dawno odkryłam, że chodzenie po górach wprawia w ruch wszystkie mięśnie. Jest to zatem wspaniały sport dla spragnionych ruchu, ale nie czujących się zbyt dobrze w siłowni, również dla takich walczących z bólem, jak ja uparciuchów. Poza tym otoczenie tak pięknej natury podnosi również samopoczucie psychiczne, wyzwala niesamowicie wiele pozytywnej energii, którą się tylko chłonie i to bez ograniczeń. Wszelkie napięcie spada, uwalnia się optymizm i wiara, że jeżeli daję radę deptać po górach, to poradzę sobie ze wszystkimi innymi przeszkodami na mojej drodze. Wróciłam do domu zupełnie odnowiona i bardzo szczęśliwa.

Aby uniknąć bólu mięśni dobrze jest po takich odwiedzinach w górach wykonać kilka prostych ćwiczeń rozciągających i napić się soku pomidorowego w większej ilości, który pomaga w usuwaniu zakwaszeń z mięśni i w ten sposób ból szybciej łagodnieje.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz