Cały weekend spędziłam niezwykle intensywnie. Była praca wokół domu, spacery, zakupy i spędzanie czasu w miłym towarzystwie moich bliskich, którzy właśnie mnie odwiedzili.
Były ciekawe rozmowy, śmiech i zabawa z psem, były też chwile wyciszenia i poufnych szeptów przy filiżance herbaty lub też kawy.
Wędrowałam po lesie w ich towarzystwie i w asyście ich psa, później spacerowaliśmy po ogromnym targu w mieście. Kupiliśmy co nieco, zjedliśmy obiad w dosyć przytulnej restauracji, a na koniec, gdy po ponownym włóczeniu się między targowymi stoiskami zmarzliśmy wstąpiliśmy na gorącą kawę do kawiarni. Kawę i owszem kupiliśmy, ale ponieważ kawiarenkę już zamykano byliśmy zmuszeni wziąć ją ze sobą w zamkniętych kubkach jednorazowych i dopijać ją już w drodze do domu. Okazało się, że nie było to wcale takie głupie. Gorąca kawa świetnie smakuje i rozgrzewa na mrozie.
Były to bardzo zawirowane, pełen wrażeń dwa dni. Nawet nie zauważyłam kiedy one minęły. Dopiero wczoraj wieczorem, gdy znowu zostałam sama i gdy już posprzątałam mieszkanie po gościach przyszła do mnie refleksja.
Przecież jeszcze parę lat temu, gdyby ktoś mi powiedział, że takie intensywne życie będzie w przyszłości moim udziałem, nie uwierzyłabym. Naprawdę mam za co dziękować i Bogu, moim bliskim, którzy nie szczędzili mi swojej miłości i zrozumienia, swojego wsparcia i mojej powiernicy - suczce,
która przed trzema laty odeszła ode mnie zasypiając w śmierci, jak również mojej najlepszej przyjaciółce rozmawiającej ze mną dzień w dzień przez telefon. Mam za co dziękować naturze otulającej mnie troskliwie swoim bogactwem widoków, przeróżnej ciszy, gry świateł, kolorów i szeleszcząco-skrzypiąco-trzaskających głosów, jak również obfitującej i hojnej w dzieleniu się ze mną medycyną z apteki Bożej. Wreszcie mogę podziękować też sobie samej, że nie zrezygnowałam z walki o samą siebie wtedy, gdy wiara w to "całkowicie" mnie opuściła, że jednak znalazłam w sobie siłę nurka przebijającego się resztkami sił na powierzchnię wody, by ratować swe życie zaczerpnięciem wydawałoby się niemożliwego już do osiągnięcia haustu życiodajnego powietrza.
Tak! To prawda, że dopóki człowiek walczy, do póty nie jest pokonany. Nigdy więc nie rezygnuj z siebie samego. Walcz o siebie, o swoje życie, które jest darem jedynym, niepowtarzalnym i dlatego bezcennym. Warto o nie powalczyć, warto dla niego pokonywać własne słabości i ułomności. Życie naprawdę potrafi się za to odwdzięczyć.
Były ciekawe rozmowy, śmiech i zabawa z psem, były też chwile wyciszenia i poufnych szeptów przy filiżance herbaty lub też kawy.
Wędrowałam po lesie w ich towarzystwie i w asyście ich psa, później spacerowaliśmy po ogromnym targu w mieście. Kupiliśmy co nieco, zjedliśmy obiad w dosyć przytulnej restauracji, a na koniec, gdy po ponownym włóczeniu się między targowymi stoiskami zmarzliśmy wstąpiliśmy na gorącą kawę do kawiarni. Kawę i owszem kupiliśmy, ale ponieważ kawiarenkę już zamykano byliśmy zmuszeni wziąć ją ze sobą w zamkniętych kubkach jednorazowych i dopijać ją już w drodze do domu. Okazało się, że nie było to wcale takie głupie. Gorąca kawa świetnie smakuje i rozgrzewa na mrozie.
Były to bardzo zawirowane, pełen wrażeń dwa dni. Nawet nie zauważyłam kiedy one minęły. Dopiero wczoraj wieczorem, gdy znowu zostałam sama i gdy już posprzątałam mieszkanie po gościach przyszła do mnie refleksja.
Przecież jeszcze parę lat temu, gdyby ktoś mi powiedział, że takie intensywne życie będzie w przyszłości moim udziałem, nie uwierzyłabym. Naprawdę mam za co dziękować i Bogu, moim bliskim, którzy nie szczędzili mi swojej miłości i zrozumienia, swojego wsparcia i mojej powiernicy - suczce,
która przed trzema laty odeszła ode mnie zasypiając w śmierci, jak również mojej najlepszej przyjaciółce rozmawiającej ze mną dzień w dzień przez telefon. Mam za co dziękować naturze otulającej mnie troskliwie swoim bogactwem widoków, przeróżnej ciszy, gry świateł, kolorów i szeleszcząco-skrzypiąco-trzaskających głosów, jak również obfitującej i hojnej w dzieleniu się ze mną medycyną z apteki Bożej. Wreszcie mogę podziękować też sobie samej, że nie zrezygnowałam z walki o samą siebie wtedy, gdy wiara w to "całkowicie" mnie opuściła, że jednak znalazłam w sobie siłę nurka przebijającego się resztkami sił na powierzchnię wody, by ratować swe życie zaczerpnięciem wydawałoby się niemożliwego już do osiągnięcia haustu życiodajnego powietrza.
Tak! To prawda, że dopóki człowiek walczy, do póty nie jest pokonany. Nigdy więc nie rezygnuj z siebie samego. Walcz o siebie, o swoje życie, które jest darem jedynym, niepowtarzalnym i dlatego bezcennym. Warto o nie powalczyć, warto dla niego pokonywać własne słabości i ułomności. Życie naprawdę potrafi się za to odwdzięczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz