To, że można płakać ze szczęścia nie jest nowiną dla nikogo, ani to, że nikomu nie zdarza się to zbyt często.
Z moich oczu popłynęły takie łzy dwa razy w ostatnim tygodniu. Tak, mam powody być zadowoloną i szczęśliwą. Te powody, to nie tylko odzyskane zdrowie, ale i moi wspaniali synowie, moja nagroda za wszystko.
Dzięki nim wiem, że całe moje poświęcenie się dla nich, dla rodziny, którą zawsze stawiałam na pierwszym miejscu, zaraz po Bogu zapominając o sobie, o własnych potrzebach, nie było na marne, że wszystko co już minęło miało sens, podobnie jak wszystko, co nadal trwa również go ma. Każde jedno doświadczenie, każdy wysiłek, nawet utrata zdrowia z tego powodu, a szczególnie późniejsza walka o powrót do niego z myślą o nich i z ich wsparciem miało sens.
Jestem z nich tak bardzo dumna i nie tylko dlatego, że radzą sobie świetnie w swoim życiu, ale głównie dlatego, że coraz częściej pokazują mi efekty naszej-rodziców ciężkiej pracy w wszczepianiu im zasad i wartości, z którymi my sami rośliśmy, które wynieśliśmy z własnych domów, a które tak bardzo pomagają żyć mimo iż dawno już stały się niemodne w tym dzisiejszym, przewróconym do góry nogami świecie. Udowodnili mi oni ostatnio, że są już w pełni dojrzali, że oprócz wartości i zasad udało nam się im wszczepić tak bardzo ważną w życiu człowieka empatię.
Chwała Bogu niech będzie za to! Bo to On był najlepszym moim doradcą we wszystkim. Moje szczere rozmowy z Nim, jak z niewidzialnym przyjacielem, moje z Nim kłótnie i zwady na samotnych spacerach wśród szumu leśnych drzew. Moje wyrzuty i pretensje do Niego, mój żal tak szczerze wypowiadany, tak z głębi serca, zwyczajnie i po prostu. Jakby dziecko rozmawiało z ojcem. Tupanie nóżkami, ale i szukanie schronienia w Jego ramionach. Mój krzyk do Niego – Nie opuszczaj mnie teraz! Przecież widzisz, że tak bardzo Cię potrzebuję! Karć mnie, ale i kochaj! Pokaż mi Twoją miłość! A On się na mnie za to nie gniewał, wprost przeciwnie – sercu szczeremu szczerze odpowiedział i stanął przy mnie i wziął mnie za rękę i do dzisiaj prowadzi, obdarowuje mnie niezasłużenie swoim błogosławieństwem, wsparciem, na swoich rękach mnie nosi i na dodatek nic za to nie chce, jeszcze dobrymi synami wynagrodził.
Z moich oczu popłynęły takie łzy dwa razy w ostatnim tygodniu. Tak, mam powody być zadowoloną i szczęśliwą. Te powody, to nie tylko odzyskane zdrowie, ale i moi wspaniali synowie, moja nagroda za wszystko.
Dzięki nim wiem, że całe moje poświęcenie się dla nich, dla rodziny, którą zawsze stawiałam na pierwszym miejscu, zaraz po Bogu zapominając o sobie, o własnych potrzebach, nie było na marne, że wszystko co już minęło miało sens, podobnie jak wszystko, co nadal trwa również go ma. Każde jedno doświadczenie, każdy wysiłek, nawet utrata zdrowia z tego powodu, a szczególnie późniejsza walka o powrót do niego z myślą o nich i z ich wsparciem miało sens.
Jestem z nich tak bardzo dumna i nie tylko dlatego, że radzą sobie świetnie w swoim życiu, ale głównie dlatego, że coraz częściej pokazują mi efekty naszej-rodziców ciężkiej pracy w wszczepianiu im zasad i wartości, z którymi my sami rośliśmy, które wynieśliśmy z własnych domów, a które tak bardzo pomagają żyć mimo iż dawno już stały się niemodne w tym dzisiejszym, przewróconym do góry nogami świecie. Udowodnili mi oni ostatnio, że są już w pełni dojrzali, że oprócz wartości i zasad udało nam się im wszczepić tak bardzo ważną w życiu człowieka empatię.
Chwała Bogu niech będzie za to! Bo to On był najlepszym moim doradcą we wszystkim. Moje szczere rozmowy z Nim, jak z niewidzialnym przyjacielem, moje z Nim kłótnie i zwady na samotnych spacerach wśród szumu leśnych drzew. Moje wyrzuty i pretensje do Niego, mój żal tak szczerze wypowiadany, tak z głębi serca, zwyczajnie i po prostu. Jakby dziecko rozmawiało z ojcem. Tupanie nóżkami, ale i szukanie schronienia w Jego ramionach. Mój krzyk do Niego – Nie opuszczaj mnie teraz! Przecież widzisz, że tak bardzo Cię potrzebuję! Karć mnie, ale i kochaj! Pokaż mi Twoją miłość! A On się na mnie za to nie gniewał, wprost przeciwnie – sercu szczeremu szczerze odpowiedział i stanął przy mnie i wziął mnie za rękę i do dzisiaj prowadzi, obdarowuje mnie niezasłużenie swoim błogosławieństwem, wsparciem, na swoich rękach mnie nosi i na dodatek nic za to nie chce, jeszcze dobrymi synami wynagrodził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz