Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




czwartek, 14 marca 2013

Łzy szczęścia

To, że można płakać ze szczęścia nie jest nowiną dla nikogo, ani to, że nikomu nie zdarza się to zbyt często.

Z moich oczu popłynęły takie łzy dwa razy w ostatnim tygodniu. Tak, mam powody być zadowoloną i szczęśliwą. Te powody, to nie tylko odzyskane zdrowie, ale i moi wspaniali synowie, moja nagroda za wszystko.

Dzięki nim wiem, że całe moje poświęcenie się dla nich, dla rodziny, którą zawsze stawiałam na pierwszym miejscu, zaraz po Bogu zapominając o sobie, o własnych potrzebach, nie było na marne, że wszystko co już minęło miało sens, podobnie jak wszystko, co nadal trwa również go ma. Każde jedno doświadczenie, każdy wysiłek, nawet utrata zdrowia z tego powodu, a szczególnie późniejsza walka o powrót do niego z myślą o nich i z ich wsparciem miało sens.

Jestem z nich tak bardzo dumna i nie tylko dlatego, że radzą sobie świetnie w swoim życiu, ale głównie dlatego, że coraz częściej pokazują mi efekty naszej-rodziców ciężkiej pracy w wszczepianiu im zasad i wartości, z którymi my sami rośliśmy, które wynieśliśmy z własnych domów, a które tak bardzo pomagają żyć mimo iż dawno już stały się niemodne w tym dzisiejszym, przewróconym do góry nogami świecie. Udowodnili mi oni ostatnio, że są już w pełni dojrzali, że oprócz wartości i zasad udało nam się im wszczepić tak bardzo ważną w życiu człowieka empatię.

Chwała Bogu niech będzie za to! Bo to On był najlepszym moim doradcą we wszystkim. Moje szczere rozmowy z Nim, jak z niewidzialnym przyjacielem, moje z Nim kłótnie i zwady na samotnych spacerach wśród szumu leśnych drzew. Moje wyrzuty i pretensje do Niego, mój żal tak szczerze wypowiadany, tak z głębi serca, zwyczajnie i po prostu. Jakby dziecko rozmawiało z ojcem. Tupanie nóżkami, ale i szukanie schronienia w Jego ramionach. Mój krzyk do Niego – Nie opuszczaj mnie teraz! Przecież widzisz, że tak bardzo Cię potrzebuję! Karć mnie, ale i kochaj! Pokaż mi Twoją miłość! A On się na mnie za to nie gniewał, wprost przeciwnie – sercu szczeremu szczerze odpowiedział i stanął przy mnie i wziął mnie za rękę i do dzisiaj prowadzi, obdarowuje mnie niezasłużenie swoim błogosławieństwem, wsparciem, na swoich rękach mnie nosi i na dodatek nic za to nie chce, jeszcze dobrymi synami wynagrodził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz