Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




czwartek, 21 marca 2013

Krzyku różne oblicza

Czasami dusza też musi pokrzyczeć. Wzbranianie się przed tym, jak powstrzymywane łzy zatruwa organizm powoli acz skutecznie. Cierpiąca psychika działa jak trucizna, obezwładnia cały organizm. Człowiek zaczyna chorować. Aby nie dopuścić do tego wyładuj swoje złe emocje za każdym razem gdy zachodzi taka potrzeba. Nie chowaj ich w sobie, nie gromadź jak cegieł na budowie. Nie buduj z nich muru, którego nie będziesz mógł w końcu przeskoczyć, który oddzieli cię od rzeczywistości i pozbawi właściwej jej oceny. Nie wzbraniaj się być sobą, to bardzo ważne, to jest twój wentyl bezpieczeństwa, twoja regulacja zbyt wysokiego ciśnienia dosłownie i w przenośni.

Krzyczeć można na różne sposoby. Każda dusza robi to inaczej. Jedna nie chce wytrzeźwieć, druga szuka samotności, a jeszcze inna staje się wylewna albo milczy jak zaklęta. Są też takie dusze, których krzykiem jest pracoholizm lub też bezwład z patrzeniem godzinami tylko w sufit. Taki krzyk jest złem samym w sobie, zabija duszę. Ten krzyk, to cierpienie.

Każde cierpienie formuje człowieka, szlifuje go, jest więc niezbędne, tak jak niezbędna jest w chwili cierpienia czyjaś wyciągnięta, pomocna ręka, często kogoś, kto jeszcze mocniej od nas cierpi - chodzi o zrozumienie. Taki ktoś pomagając komuś jeszcze bardziej słabszemu od siebie w pierwszym momencie nie wie, że pomaga nie tylko jemu, ale właśnie dokonał mistrzowskiego szlifu swojej duszy - wzmocnił ją, pokonał swoje własne słabości, uodpornił się na nie, zrozumiał jak wiele tak naprawdę może mimo swojej słabości. Dociera do niego świadomość mocy, jaka tkwi w każdym z nas. Od tego momentu staje się silniejszy, w końcu wracają do niego wszystkie siły witalne - zdrowieje, oczyścił bowiem swoją psychikę z niemocy i lęku, znowu jest w stanie zadbać o siebie, o swoją całość, a przy okazji zadbać o słabszego od siebie. Zdrowa psychika jest najlepszym naszym lekarzem, dbajmy więc o nią.

Jeżeli zachodzi taka potrzeba, to otwierajmy własny wentyl bezpieczeństwa i dajmy upust naszym emocją - pokrzyczmy sobie werbalnie, ponarzekajmy lub pośmiejmy się, rozbijmy talerz o ścianę, trzaśnijmy drzwiami albo pobiegnijmy dookoła swojego osiedla by się najzwyczajniej w świecie rozładować ze złych emocji. Taki krzyk dosłownie i w przenośni to nie żaden brak taktu, to samo zdrowie. Po burzy zawsze świeci słońce, a oczyszczone powietrze dotlenia.

Najgorszym z krzyków jest ten, gdy ktoś ma już tak wszystkiego dosyć, że nie chce wytrzeźwieć albo zakopuje się w samotności, izoluje się po to, by umierać śmiercią powolną, jak słoń chce być sam na cmentarzysku bez świadków swojej agonii. Ty, który stoisz wtedy obok i widzisz cierpienie pokonanego, spoglądasz na nie obojętnie lub nawet z pogardą - rozum, że w tym momencie nie słyszysz, ale widzisz rozpaczliwy krzyk kogoś wołającego o pomoc inaczej. Nie odwracaj się od tego widoku, zrób coś by pomóc. Często wystarczy wtedy mały gest, uśmiech, ciepłe słowo, poświęcenie odrobiny swojego czasu, wyciągnięcie pomocnej ręki, nawet wbrew woli krzyczącego. Podaruj temu komuś życie w prezencie, a sobie radość, że dałeś komuś coś z siebie. Co człowiek sieje, to też i zbiera. Nikt z nas nie wie, kiedy sam będzie potrzebował pomocy.

"Krzyczmy" więc werbalnie, gdy zachodzi taka potrzeba, wyrzućmy wszelki gniew i żal z siebie ale się przy tym nie obrażajmy wzajemnie, "krzyczmy" tak sami i innym tego krzyku nie wzbraniajmy. Nie tylko śmiech, ale i krzyk dosłownie i w przenośni to zdrowie. Rozładowuje, odpręża, usuwa złe emocje - toksyny z naszej duszy, oczyszcza psychikę. Zawsze można powiedzieć sobie potem przepraszam, rozumiem, nie ma sprawy, ważne, że poczułeś/łaś się już lepiej.

Pamiętaj - krzyk dosłownie i w przenośni to też jest zdrowie.

2 komentarze:

  1. Zgadzam sie z tym, ze krzyk moze miec zbawienny wplyw na zdrowie psychiczne czlowieka. Krzyk rozladowuje wewnetrzne napiecie podobnie jak wyplakanie sie przynosi ulge krzyczacemu, ale juz nie komus, kto jest zmuszony tego krzyku sluchac i znosic go. Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pozdrowienia. :) Miło by mi jeszcze było wiedzieć od kogo, ale nie nalegam jeżeli chcesz pozostać anonimowym/anonimową.

      Trochę mnie chyba nie zrozumiałeś/aś. Nie chodzi mi o zwyczajny krzyk, czy wrzask z byle powodu, a tym bardziej bez powodu. Miałam raczej na myśli krzyk obolałej duszy wyrażany często na różne sposoby, np. jedni, jak pisałam, rozładowują swoje emocje poprzez zatopienie się w pracy, inni może wpadają w jakiś nałóg albo nagle milkną jak zaklęci, czy też wpatrują się bezmyślnie w okno jakby wypatrywali za nim czegoś niespodziewanego, co pomogłoby się im podnieść, odnaleźć – cierpią nie zdając sobie sprawy, że mimo milczenia krzyczą. Jest to jednak krzyk bardzo nie zdrowy, toksyczny. O ile lepiej by się poczuł każdy cierpiący z jakiegoś powody, gdyby dał upust swojej udręce w np. tak banalny sposób jak rozbicie talerza o podłogę, czy też po prostu rozdarłby ścierkę, a może najzwyczajniej w świecie poszedłby w ustronne miejsce i „zawył” by z wściekłości.

      Ten ostatni sposób sama wypróbowałam i to nie jeden raz i naprawdę pomogło. Ulga była natychmiastowa i nikt przy tym nie ucierpiał. :D

      Również pozdrawiam

      Usuń