Dzisiaj spoglądając wstecz, przypominając sobie mnie z okresu mojej choroby zastanawiam się nad siłą drzemiącą w człowieku, która pcha go do walki, do przezwyciężenia swoich własnych słabości. Bo to właśnie one, moim zdaniem, są człowieka największym wrogiem. Te niechciane, a jednak pielęgnowane przez samego właściciela własnego ja, słabości.
Dobrze, że istnieje coś takiego jak podświadomość. Myślę, że ona jest rezerwą witalności w naszym jestestwie, pamięcią naszej osobowości, chroniącą nas przed całkowitym upadkiem w czasie kryzysu wewnętrznego. Zawsze w odpowiednim momencie staje przed zamkniętymi drzwiami do naszego wnętrza i kołacze w te drzwi uparcie i coraz głośniej, tak byśmy w końcu musieli jej dobijanie się do nas usłyszeć, uchylić na moment drzwi i to już dla niej wystarczy. Już zdąży wcisnąć się do naszego wnętrza i pozostać w nim, by w końcu przygotować je na przyjęcie i zadomowienie się w nim na nowo naszego zagubionego na chwilę ja.
Bo nasza podświadomość silniejsza jest od nas i nie poddaje się tak łatwo. Walczy o nas do końca i gdy tylko zechcemy jej dobijanie się do nas usłyszeć pomoże nam wygrać walkę z tym, co nas zniewoliło, z naszymi ułomnościami i słabościami, brakiem wiary w siebie. Pomoże nam na powrót odnaleźć nasze własne ja i do tego bardzo wzmocnione. Jestem tego żywym przykładem. Byłam jak powalone drzewo, a jednak znowu stoję.
Bóg tchnął w nas nie tylko życie, ale i siłę, by je przeżyć od początku do końca, wiarę, że jest to możliwe. Wyposażył nas we wszystko czego potrzebujemy, chodzi tylko o to, byśmy robili z tego dobry użytek.
Dobrze, że istnieje coś takiego jak podświadomość. Myślę, że ona jest rezerwą witalności w naszym jestestwie, pamięcią naszej osobowości, chroniącą nas przed całkowitym upadkiem w czasie kryzysu wewnętrznego. Zawsze w odpowiednim momencie staje przed zamkniętymi drzwiami do naszego wnętrza i kołacze w te drzwi uparcie i coraz głośniej, tak byśmy w końcu musieli jej dobijanie się do nas usłyszeć, uchylić na moment drzwi i to już dla niej wystarczy. Już zdąży wcisnąć się do naszego wnętrza i pozostać w nim, by w końcu przygotować je na przyjęcie i zadomowienie się w nim na nowo naszego zagubionego na chwilę ja.
Bo nasza podświadomość silniejsza jest od nas i nie poddaje się tak łatwo. Walczy o nas do końca i gdy tylko zechcemy jej dobijanie się do nas usłyszeć pomoże nam wygrać walkę z tym, co nas zniewoliło, z naszymi ułomnościami i słabościami, brakiem wiary w siebie. Pomoże nam na powrót odnaleźć nasze własne ja i do tego bardzo wzmocnione. Jestem tego żywym przykładem. Byłam jak powalone drzewo, a jednak znowu stoję.
Bóg tchnął w nas nie tylko życie, ale i siłę, by je przeżyć od początku do końca, wiarę, że jest to możliwe. Wyposażył nas we wszystko czego potrzebujemy, chodzi tylko o to, byśmy robili z tego dobry użytek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz