Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




czwartek, 29 sierpnia 2013

Maseczka liftingująca

Prosta i tania maseczka liftingująca, natłuszcza i jednocześnie nawilża skórę twarzy i szyi, a nawet całego ciała jeżeli ktoś ma takie życzenie. Mogą ją stosować zarówno kobiety jak i mężczyźni pod warunkiem, że nie są uczuleni na czekoladę lub inny składnik maseczki.

Składniki:
- Łyżka startej ciemnej czekolady
- łyżka kakao
- łyżka naturalnego sera białego, może być Quark
- ½ łyżeczki bitej śmietany

Wszystkie składniki wymieszać ze sobą, podgrzewając w kąpieli wodnej ciągle mieszając aż do rozpuszczenia (mniejszy garnek ze składnikami włożony do garnka większego z gotującą się wodą). Ostudzić, nałożyć masę na twarz i na szyję. Trzymać ok. 20 min. Po 20 minutach maseczkę zmyć wodą. Nałożyć krem jaki ma się zwyczaj używać. Efekt jest natychmiastowy. Życzę powodzenia!:)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Letni spacer wczesnym rankiem

To wspaniała pora dnia, uważam, cicho, pusto, słońce świeci tak jasno, ale jeszcze nie tak bardzo grzeje, powietrze czyste jak kryształ, rześkie, a jeszcze po nocnym deszczu – łał! Śpiew ptaków, wiatr pieszczący delikatnie policzki na przemian z coraz cieplejszymi promieniami słońca i to wszystko razem i z osobna jest takie piękne i nic nie kosztuje mimo iż wartość tego jest bezcenna. W takich momentach czuję jak bardzo kocham życie i jak bardzo jestem szczęśliwa.

sobota, 24 sierpnia 2013

Znowu stoję na rozstajnych drogach Boże

Nie! Tym razem to nie jest choroba, na szczęście. Tą pokonałam na tyle, że dzisiaj znowu biegam jakbym miała szesnaście lat. Przecież widzisz! Czasami się przypomina, gdy przesadzę z tym moim nadmiarem energii jaką mnie obdarzyłeś i gdy na zbyt wiele sobie pozwolę, ale wtedy już wiem co mam robić, by za bardzo nie wyszła ona znowu do przodu. Spokojnie! Trzymam ją w ryzach dzięki sile jakiej mi nie poskąpiłeś!

To, co stoi jak widmo przede mną dzisiaj, to problem innej natury, to czekający mnie wybór, od którego zależy moje być albo nie być, moja przyszłość. To moja dusza stanęła nad przepaścią, moje wewnętrzne ja się miota jak zwierzę w potrzasku. To wreszcie moje głupie serce, które kochając innych nie chce myśleć o sobie, w każdym razie ma z tym ogromną trudność. Niby jestem silna, ale jeżeli chodzi o wybór między swoim, a najbliższych mi ludzi dobrem, zawsze krzywdzę siebie samą. Dlaczego? Dlaczego nie potrafię być egoistką! Możesz mi to jakoś wyjaśnić? Za ten brak egoizmu, często płacę nazbyt wysoką cenę! I Ty o tym wiesz!
Przydałoby mi się odrobinę egoizmu, by móc lepiej chronić to moje maleńkie jestestwo. Tak!? Hmm!? Czy można starego psa nauczyć siadać na komendę? Hmm!? Chyba znowu o zbyt wiele Ciebie proszę .............. ?
Przynajmniej słuchasz cierpliwie moich żali i za to Ci dziękuję Boże. Doceniam Twoją cierpliwość dla mnie i Twoją niewidzialną przyjaźń tak bardzo mi potrzebną, to że zawsze gdy tylko Ciebie potrzebuję jesteś tu obok mnie na każde wezwanie i pozwalasz mi się wygadać.

Biję się ze swoimi myślami. Stawiam za i przeciw i ............ , dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dlaczego myślenie o sobie i postawienie siebie na pierwszym miejscu, ten jeden, jedyny raz sprawia mi aż taką trudność? Milczysz! Czy tym razem Ty nie wymagasz ode mnie zbyt wiele? Twardzielka o nazbyt miękkim sercu! Przecież to jest śmieszne! Tak!? Może i śmieszne, ale prawdziwe, niestety .......... , albo i „stety”! Sama już nie wiem!? Twardzielką jestem dla samej siebie! Dla innych mam miękkie serce wybaczające im tak bardzo wiele i zawsze ulegające im w końcu, dla siebie samej nie mam litości. Czy to jest normalne ............. ? Oni to wiedzą! Och Boże mój, co mam robić? Podpowiedz mi i tym razem!
Milczysz! Wyposażyłeś mnie przecież we wszystko czego potrzebuję i nie chcesz się wtrącać do mojego wolnego wyboru. Umywasz ręce! Ciągle poddajesz mnie próbom nie wiedzieć dlaczego?

Wiem, wiem! I tym razem nie każesz mi dźwigać więcej niż potrafię udźwignąć, a moja rozmowa z Tobą zabłyśnie światłem w tunelu. W imię Twoje, amen!

 

piątek, 23 sierpnia 2013

Pierwszy tydzień w pracy za mną

Wyjęte z pamiętnika
czwartek i piątek 2004.12.02/03

Wczoraj tj. w czwartek miałam wolny dzień. Po spacerze z moją suczką i po śniadaniu pojechałam do miasta. Ponieważ nie miałam w domu pieniędzy, a na naszej dzielnicy nie ma bankomatu, byłam zmuszona to zrobić. Mimo iż pojechałam tylko tam i z powrotem, nie tracąc więcej czasu niż było to konieczne, po powrocie do domu całkowicie opadłam z sił. Moje samopoczucie nie było lepsze od wczorajszego. Dzień mijał powoli i jak zwykle bardzo boleśnie. Życzyłam sobie w duchu żeby naukowcy wynaleźli wreszcie jakąś medycynę na moje dolegliwości, która mogłaby mi pomóc i wreszcie przyniosłaby mi rzeczywistą ulgę i to na dobre.

Dzisiejszej nocy spałam bardzo źle. Mój „przyjaciel” ból ciągle mnie budził. Nie miałam wyjścia, musiałam wstać i pospacerować sobie trochę wokół mieszkania. Nie chcę za każdym razem brać przeciwbólowej medycyny, nie chcę się od niej uzależniać, znalazłam więc inny sposób na przynoszenie sobie ulgi. Tym sposobem są ćwiczenia rozciągające i nocny spacer po domu. Po takiej aktywności kładę się ponownie do łóżka i próbuję zasnąć. Czasami mi się to udaje, czasami nie. Nie ważne! Ważne jest to, że nie opuszcza mnie wola walki. W taką noc jak dzisiaj, gdy ból się nie poddaje jest najtrudniej. Wreszcie zasnęłam. Nie był to jednak wystarczająco długi sen i dlatego zmęczenie towarzyszyło mi przez resztę dnia, a nieustający ból w ciele rzeczywiście ograbiał mnie z sił.

Suchy, ostry ból górnych partii kręgosłupa promieniujący w kierunku karku i do lewej strony klatki piersiowej przemieniający się w uczucie ogromnego ciężaru utrudniającego oddychanie uparcie raził mnie swoją natrętnością do samego wieczora. Ramiona ciążyły i dokuczały okrutnym wykręcającym, świdrującym bólem, kark stał się sztywny, a głowa wydawała się być za ciężka dla niego. W momentach najbardziej krytycznych byłam zmuszona zaprzestawać wszelkich czynności. W pracy musiałam robić częste pauzy na ćwiczenia rozciągające. Częściej też niż zwykle kładłam się na ławce w przedsionku, by odpocząć.

Po drodze z pracy do domu myślałam o pytaniu jakie mi postawiono: „ Czy praca w kuchni odpowiada ci?” Niestety, nie mogłam dać odpowiedzi twierdzącej. Praca w kuchni nie była dla mnie. Ciągłe stanie i to z pochyloną głową sprawiało, że czułam zbyt duży dyskomfort zarówno w ramionach, karku jak i w biodrach. Ból się tylko nasilał, co wpływało ujemnie na moją psychikę również. To był bardzo ciężki tydzień, ale i bardzo ekscytujący zarazem. Po dłuższej przerwie mogłam od nowa poczuć atmosferę pracy, do czego bardzo już tęskniłam. Poznałam wielu nowych ludzi, z którymi obcowanie nie raz i nie dwa wywoływało uśmiech na mojej twarzy mimo wszystko.

Taki ból miałam dzisiaj bardzo często, za często! Byłam zmuszona odwiedzić mojego gimnastyka, który pokazał mi kilka nowych ćwiczeń i cierpliwie mnie uczył jak mam je wykonywać, aby robić to dobrze i z jak najlepszym pożytkiem dla moich obolałych ścięgien i mięśni.
 

niedziela, 18 sierpnia 2013

Ja po prostu ją uwielbiam

Mieliśmy tylko pojechać na krótki rowerowy spacer po okolicy, a spędziliśmy na nim trzy godziny. Tak, przecież nie mogło być inaczej. :) Czar natury tak zachwyca, że jak już się człowiek z nią spotka, to rozstać się nie może.

Może ten mój stosunek do natury wydaje się komuś dziwny, taki zbyt emocjonalny, gorący jak kochające serce, przesadzony jak pierwsza miłość, ale tak właśnie czuję, tak odbieram naturę. Ja po prostu ją UWIELBIAM. Mogę przebywać w jej towarzystwie na okrągło i nie znudzi mi się. Mogę zachwycać się jej pięknem nieustannie, bo też i jest czym się zachwycać. Natura nigdy nie jest nudna, rozbudza poczucie estetyki i wyobraźni, wycisza swoimi barwami lub napawa grozą w miejscach ciemnych i ponurych. Może też przerażać, gdy jest w złym humorze, swoimi grzmotami i ognistym batem, którym z ogromną siłą potrafi smagać ziemię. Ponoć po takim jej wyładowaniu się grzyby w lesie lepiej rosną. Hmm!? Tak!?

To prawda, traktuję naturę bardzo osobowo, jak najlepszą przyjaciółkę. Zachwycam się nią wciąż i
od nowa bo naprawdę jest czym. W każdym miejscu jest inna a jednak taka sama, jest cząstką mnie, a ja jej. Podziwiam ją bezgranicznie!

Nie wiedzieć kiedy wyjechaliśmy z miasta. Nagle skręciliśmy w polną drogę, tuż za jakąś starą stodołą. Jechaliśmy jeszcze jakiś czas. Wokół było cudnie, tak jak lubię najbardziej - pola i łąki na przemian. Czuło się niczym nie zmąconą przestrzeń, pieszczące twarz promienie słońca i wolność. Chciało się dosłownie zatańczyć, najlepiej walca. W pewnym momencie zeszliśmy z rowerów i zaczęliśmy iść w kierunku lasu widocznego na horyzoncie. Wydawał się być daleko, ale nic to, szliśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, żartowaliśmy i śmialiśmy się wtopieni w to niesamowite piękno.

Już na brzegu lasu znaleźliśmy pierwsze w tym roku grzyby. Pozbieraliśmy je, jutro, na śniadanie będzie świetna jajecznica na nich. Zapuściliśmy się w głąb lasu. Szliśmy leśnym szlakiem prowadząc obok rowery i ciesząc się swoim towarzystwem. Było niezmiennie pięknie. Po drodze napotkaliśmy takich jak my miłośników przyrody. Wymieniliśmy pozdrowienia. Dokładnie nie wiedzieliśmy dokąd szlak nas zaprowadzi, ale szliśmy nim dalej, zachwycając się wszystkim dookoła, a przede wszystkim ciszą i świeżym powietrzem. Skręciliśmy w lewo, potem w prawo i znowu w lewo. Wyszliśmy na jakąś małą, schowaną w zaciszu leśnym osadę, a może już wioskę, czy nawet oddaloną trochę od miasta jego dzielnicę? Wsiedliśmy na rowery i minęliśmy ją przejeżdżając przez jej środek. Znowu skręciliśmy na szlak leśny. Przypomniałam sobie, że kiedyś często pokonywałam go biorąc udział w zorganizowanych przez miasto nie tyle zawodach sportowych, co raczej rekreacyjnej aktywności fizycznej dla mieszkańców  - "Biegaj dookoła ziemi." Nie chwaląc się, wygrałam wtedy pierwszą nagrodę, otrzymałam dosyć pokaźną sumę pieniędzy. Miłe wspomnienie. Przeszłam wtedy, łącznie w ciągu dwuch tygodni, ponad dwieście kilometrów wyznaczonym szlakiem.

Na przemian to idąc, to jadąc rowerem posuwaliśmy się do przodu w kierunku miasta. Po drodze
napotykając zażywających czynnego relaksu w lesie biegaczy i piechurów w różnym wieku. Ostatni odcinek drogi do domu, to była już tylko jazda rowerem.

Cudnie spędziliśmy ten dzień! Trochę zmęczeni, ale bardzo zadowoleni. Po takim ruchu ziołowa kąpiel w rozmarynie, była jak dopełnienie, jak pyszny deser po dobrym posiłku. Polecam wszystkim! :)
 

środa, 14 sierpnia 2013

KURKUMA

Po polsku zwana również OSTRYŻ DŁUGI, po angielsku TURMERIC, po szwedzku GURKMEJA, jednak w większości języków świata KURKUMA.

Co to jest takiego?

To fantastyczna roślina o wielu zastosowaniach. Przepięknie kwitnie, a więc może być ozdobną

rośliną doniczkową i cieszyć oczy swoim pięknem, ale nie tylko. Jej fantastyczność polega na tym, że można ją stosować również jako przyprawę, jako medycynę alternatywną i również jako roślinę kosmetyczną. To co mnie najbardziej w kurkumie pociąga to jej właściwości lecznicze, które sprawdziłam na samej sobie. Proszę mi wierzyć, to działa.

Kurkuma jest bardzo, bardzo silnym antyutleniaczem, dziesięć razy silniejszym niż witaminy, chroni nasz organizm przed wolnymi rodnikami, likwiduje stany zapalne w organizmie, które są przyczyną wielu chronicznych chorób. Kurkuma powstrzymuje również rozmnażanie się komórek rakowych głównie raka piersi, płuc, raka skóry i prostaty. Warto jest się więc nią zainteresować.



Więcej na jej temat tutaj i tutaj.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wierzę, że tak będzie.

Śniadanie i już po śniadaniu. Jeszcze tylko dopijamy kawę i ostatnia zmiana planów. Ze względu na niepewną pogodę J i K proponują byśmy na Szrenicę wjechali kolejką linową.

- Kto jest za!? – wykrzykuje J.

Trzy pary rąk podniosły się w górę, tylko moje nie chciały się podnieść, były ciężkie jak z ołowiu. << Zbyt łatwo się poddają, to nie w moim stylu >> - pomyślałam.

- Karolina! Halo! Tu jesteśmy!
- Co!? Ach tak! Jestem, jestem! – uśmiechnęłam się.
- Na Szrenicę wjeżdżamy kolejką linową. Potem czerwonym szlakiem będziemy schodzić do Szklarskiej Poręby. Zgadzasz się?
- A mam inne wyjście?
- Nie, nie masz, jesteś przegłosowana!
- Ha ha ha! Wszyscy zaczęli się śmiać, łącznie ze mną. Tylko, że mój śmiech był trochę jakby na przekór z wykrzywieniem gęby.
- Ha ha ha! – język.

Prawdę mówiąc, to poczułam ulgę. 1362 m. n.p.m. do pokonania w pierwszy dzień dla takich jak ja i H, niedoświadczonych deptaczy, to chyba byłaby lekka przesada? << Hmm?? Czyżbym szukała usprawiedliwienia? >> - przeleciało mi przez myśl - << Wychodzi na to, że jednak boję się konfrontacji z górami, że nie do końca wierzę w swoje możliwości i dlatego tak łatwo zgodziłam się na tą łatwiznę. >> - znowu odpłynęłam myślami na chwilę od reszty towarzystwa.

- Dosyć tego leniuchowania. Komu w drogę, temu czas! – komenderuje K – Za piętnaście minut spotykamy się przed wejściem do pensjonatu już w pełnym „uzbrojeniu”, ok!?
- Ok!
- Rozejść się! – dodała żartobliwie, włączając przy tym uśmiech dziesiątkę.
- Tak jest K! Już się robi! – odpowiedzieliśmy chórkiem i ze śmiechem.

W pokoju jeszcze raz sprawdziłam nasze plecaki. H wziął swój i wyszedł rzucając w pośpiechu:

- Nie każ na siebie czekać zbyt długo! Drzwi trzasnęły i już go nie było.

Przebierając się myślałam o tym, czy nie będę wyglądać jak „uciekający pomidor ze szklarni”? Uśmiechnęłam się do tej myśli. Przypomniała mi kogoś. Niech tam, raz kozie śmierć. Wychodzę! Schodząc do recepcji nagle usłyszałam bardzo zachęcające:

- O!! Właśnie tak powinien wyglądać turysta w górach! Aż miło jest popatrzeć! – z szerokim uśmiechem na twarzy skomentował mój wygląd właściciel pensjonatu.
- Dziękuję! Warto było spędzić tyle czasu w Internecie, by to usłyszeć! Dziękuję bardzo! – odpłaciłam mu najpiękniejszym uśmiechem na jaki mnie było stać.
- Życzę powodzenia i wspaniałej przygody! – dodał.
- Wierzę, że tak będzie! – odpowiedziałam i wychodząc z budynku, zaśmiałam się głośno.

Cała trójka moich towarzyszy stała już na ulicy przed pensjonatem. Żartując i śmiejąc się ruszyliśmy na spotkanie gór. Serce zabiło mi mocniej i jakoś tak radośniej.

Więcej tutaj
 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Już jutro dotknę was!

Po załatwieniu koniecznych formalności w recepcji udaliśmy się do naszego pokoju na drugim piętrze, sąsiadującego z pokojem naszych przyjaciół, a jakże inaczej? Wszyscy byliśmy zmęczeni, a jutro czeka nas przecież pierwsze w życiu prawdziwe deptanie w górach. Dla mnie i H pierwsze, ale nie dla J i K. Oni co najmniej dwa razy w roku po tygodniu spędzają w górach na deptaniu. Mieszkają w Trójmieście. Góry są więc dla nich odskocznią i potrzebną jak każdemu zmianą klimatu. Oboje kochają góry.

Pokój okazał się być przytulny, skromnie, ale ładnie urządzony. Było w nim wszystko czego potrzebowaliśmy. Postawiliśmy bagaże obok szafy.

- Ja pierwszy robię prysznic! – słyszę głos H, gdzieś za plecami.
- Nie mam nic przeciwko temu. – odpowiedziałam cicho podchodząc do okna. Otworzyłam je na oścież i zaczerpnęłam pełną piersią dopiero co „wypranego” deszczem, górskiego powietrza. Było takie rześkie, że poczułam zawrót głowy. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam ICH cień w mroku, ciemniejszy od nocy i wcale nie tak daleko od naszego pensjonatu, jak mi się wydawało. Wiały chłodem, tajemniczością i grozą. Niesamowity, tak bardzo oczekiwany przeze mnie widok, od którego nie mogłam oderwać oczu.
 
- Tak bardzo marzyłam o naszym spotkaniu – rzuciłam półgłosem w mrok - już jutro dotknę was! Czy będziecie dla mnie łaskawe? Czy ja okażę się ....... ? – nie dokończyłam.
- Mówiłaś coś kochanie? – przerwał mi H.
- Nic do ciebie!
- To z kim rozmawiasz? – słyszę głos H tuż za sobą, jednocześnie czuję jego cmoknięcie w szyję.
- Jak to z kim? Z nikim! Przywitałam się tylko z górami – uśmiechnęłam się – widzisz je?
- Widzę przede wszystkim ciebie, moja alpinistko. Ha ha ha! – śmiejąc się cicho, cmoknął mnie znowu.

Zawsze mnie cmoka, w domu gdy jesteśmy sami, w sklepie i na ulicy. Nie może przejść obok mnie, żeby tego nie zrobić i nie ważne ile razy na dzień. To chyba jest jego hobby? – uśmiechnęłam się do swoich myśli – obsypywać mnie buziakami. Szczerze mówiąc, lubię to. Wiem, że mnie kocha i że na te góry zgodził się tylko dla mnie.

- Weź prysznic i idziemy spać. Jutro czeka nas „chrzest bojowy”, musimy się porządnie wyspać.
- Tak! – zamyśliłam się.
- Wiesz, o której serwują śniadanie? – wyrwał mnie z zamyślenia.
- Między ósmą a dziesiątą. Umówiliśmy się z J i K na ósmą trzydzieści, nie pamiętasz? Zaraz po śniadaniu przebieramy się i wyruszamy w góry. Jutro będziemy zdobywać Szrenicę, to góra na której rysy utulone w mroku właśnie teraz patrzę - 1362 m. n. p. m. - znowu się zamyśliłam.

- Przestań już się gapić przez to okno! - słyszę z głębi pokoju - nie jesteś zmęczona?
- Jestem, ale jakoś nie mogę spać. Mam zostawić otwarte okno?
- Tak!

Wzięłam prysznic i położyłam się spać. Długo jednak nie mogłam zasnąć i wcale nie dlatego, że łóżko było nie wygodne, nie! Czułam się jak przed pierwszą w życiu randką. Byłam podniecona i pełna obaw. Żałowałam, że nie będzie to randka z Beskidami. To je miałam wpierw spotkać, do nich tak bardzo tęskniłam. Zasypiałam z uczuciem zdrady.

A jeszcze wcale nie tak dawno

Wyjęte z pamiętnika 2004.12.01

Noc była znowu ciężka. Teraz już jestem pewna, że za każdym razem, gdy przesadzam zarówno z mentalnym, jak i fizycznym wysiłkiem, gdy zmuszam siebie do maksymalnej eksploatacji mojego ja, wysiadam. Zmęczenie to nic, ale ten ból w całym moim jestestwie, to jest prawdziwy problem! Tak, psychika też boli. Poza tym pewna jestem również tego, że czuję się o wiele gorzej psychicznie, gdy próbuję wykrzesać z siebie więcej niż naprawdę mogę, gdy nie daję rady i zmuszona jestem się poddać. Widzę wtedy moje ograniczenia i podupadam na duchu. Walka jest to nieskończona, walka z samą sobą, z własnymi ograniczeniami, które wzbraniam się zaakceptować. Ale! Ale jestem już też przekonana o tym, że sama praca, atmosfera w niej wpływa na mnie zbawiennie. Coraz częściej powraca na mają twarz uśmiech. Tego będę się trzymać, użyję jako motywacji do dalszej walki.

To jest walka pomiędzy moją psychiką, a fizycznymi ograniczeniami. To jest front na pierwszej linii, a ja sama jestem fortecą, którą chcę zdobyć i pokonać zasiedziałego w niej od jakiegoś czasu niechcianego i okradającego mnie z normalnego życia wroga. Tak! Znajduję się w stanie walki toczącej się w moim wnętrzu. Dziwna to walka! Moje fizyczne ja, walczy z moją mentalnością. Że coś takiego jest możliwe, widzę dopiero teraz i muszę powiedzieć, że jest to bardzo, bardzo wyczerpujące położenie. Podczas gdy ciało czuje się słabe, moja psychika nie chce się poddać. Walczę więc z uporem nie znając z jakim skutkiem. Wierzę jednak, że w końcu wygram! Oparcie znajduję w swoich najbliższych.

Również i dla nich chcę robić swoje najlepsze, staram się więc widząc w ich oczach zachętę. Oprócz gimnastyki, próbuję zajmować się prostymi czynnościami codziennego życia. Zmywam naczynia, podnoszę i przenoszę różne małe rzeczy, pomagam przy gotowaniu jedzenia, ruszam się, co jest najważniejsze. Robię co mogę. cały czas sprawdzam siebie, badam wciąż i od nowa moje fizyczne możliwości. To, co za każdym razem odkrywam przeraża mnie i kradnie mój uśmiech. Często jedynym rezultatem takich wysiłków jest suchy, przerażający ból w ciele, sztywność i wypełniający mnie smutek. Nie załamuję się jednak, nie płaczę i nie narzekam, nawet się uśmiecham, chociaż pewna jestem, że to nie uśmiech, ale upór.

sobota, 10 sierpnia 2013

Góry witają nas deszczem

Trasę z Hamburga do Zgorzelca pokonaliśmy bez przeszkód. Całą drogę dopisywały nam dobre humory i piękna słoneczna pogoda. Rozmawialiśmy, słuchaliśmy muzyki na przemian z płynącymi z radia wiadomościami. Nawet się nie obejrzeliśmy, a już przekroczyliśmy granicę i znaleźliśmy się w Polsce. Zatrzymaliśmy się gdzieś po drodze do Jeleniej Góry by coś zjeść i spojrzeć po raz pierwszy na mapę. Otworzyłam drzwi samochodu i stanęłam na rozgrzanym słońcem parkingu.

<< Co za uczucie!? Chciałoby się przytulić tę ziemię do serca. >>  Pomyślałam sobie, chociaż był to tylko parking wylany asfaltem. Swoim zwyczajem, przymknęłam oczy i podniosłam głowę do góry, kierując twarz w stronę słońca, rozłożyłam ręce szeroko i przywitałam się z Polską. Poczułam delikatny i ciepły dotyk słonecznych promieni. Uśmiechnęłam się jakbym dostała cały świat w prezencie. :D

Przestudiowaliśmy opis trasy do Szklarskiej Poręby i ruszyliśmy w dalszą drogę. Pogoda nadal dopisywała, dzięki czemu mogłam podziwiać piękne widoki z za szyby samochodu. W tych okolicach Polski byłam pierwszy raz, chociaż samą Szklarską Porębę znałam z zimowych wypraw na narty z czasów gdy jeszcze mieszkałam w Kraju. Raz jeden, pamiętam jak przez mgłę, spędzałam w niej też letnie wakacje. Musiały być niezbyt ciekawe, bo zapamiętałam z nich jedynie wodospad Kamieńczyk. :)

Szybko zbliżaliśmy się do Jeleniej Góry, o którą zahaczyliśmy tylko trochę. Musnęliśmy ją zaledwie od zachodniej strony. Drogowskaz wskazywał Piechowice i Szklarską Porębę w prawo, skręcamy. Już od jakiegoś czasu obserwuję widoczne na horyzoncie góry. Nie pamiętam od którego momentu naszej podróży zaczęłam je widzieć. Myślami byłam przy nich, drżałam z emocji i z przejęcia i żałowałam tylko, że to nie są Beskidy. W głębi duszy bałam się ich, a jednocześnie bardzo pragnęłam spotkania z nimi.

Nagle pogoda się zepsuła, zaczął padać rzęsisty deszcz, zrobiło się ciemno.
- No, no! Pogoda nie zapowiada się nam najlepiej! – stwierdził mój miły.
- Nie marudź. Podobno w górach tak jest! Nagłe zmiany pogody w górach to normalka, czytałam o tym – mądrowałam – właśnie dlatego trzeba mieć w plecaku ciuchy przeciwdeszczowe i polary aby nie zmoknąć i nie zmarznąć, gdy nagle zacznie padać deszcz lub temperatura bardzo się obniży nawet gdy jest to środek lata. To są góry kochanie, GÓRY! – podkreśliłam i uśmiechnęłam się jakby już do nich.

Znowu telefon. To dzwoni nasz przyjaciel. Jest już bardzo zniecierpliwiony. Nie może się nas doczekać.

- Spokojnie! Zbliżamy się do celu.
- To ja wyjdę was spotkać na główną drogę, żebyście nie błądzili. Wypatrujcie mnie przy niej.
- Ok! Jeszcze chwilę jedziemy.
- Widzę go! Stoi tam, pod parasolem – wskazuję ręką w prawo.
Zatrzymujemy samochód, J wsiada, zatrzaskuje drzwi samochodu i mówi tylko:
- Witam was! Co za paskudną pogodę nam przywieźliście z sobą!?
- Jak zawsze! Stwierdziliśmy z H jednocześnie. Zaczęliśmy się śmiać. Tak się składa, że zawsze, gdy przyjeżdżamy do Polski, ona wita nas deszczem.
- Skręcamy w lewo, teraz w prawo - komenderuje J - i znowu w prawo, prosto, a teraz ciut w lewo i już jesteśmy na miejscu. Wjeżdżaj na to podwórko H i zaparkuj. Zanim rozpakujecie bagaże i pójdziecie do recepcji, zjemy wpierw kolacją. K już czeka na nas w restauracji.

Wbiegliśmy szybko po schodach uciekając przed deszczem i ... . Dopiero teraz zaczęliśmy się witać, przytulać i ściskać nawzajem i robić trochę zamieszania. Żartom, uśmiechom i rozmowom nie było końca. Znamy się przecież tak długo i tak dobrze. To jest stara i sprawdzona przyjaźń, taka na dobre i na złe. Jedząc wspólną kolację cieszymy się jak dzieci, planujemy jutrzejsze deptanie. Za restauracyjnym oknem pensjonatu pada rzęsisty deszcz. :D
 

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozmowa z Bogiem

Modlitwa podczas samotnego spaceru

Boże, rozwiń moje myśli, albo zgnieć je jak pluskwę w samym ich zarodku, bo teraz, okazuje się, stoję na rozstajnych drogach zastanawiając się, którą z nich pójść? Tą w lewo, czy tą w prawo? A może tą, którą teraz idę prosto przed siebie, ufając, że nie zbłądzę?

Coś wiem, czegoś nie wiem, mój „metabolizm” umysłowy i duchowy buszuje jak hormony u kobiety w klimakterium. Mózg jest chłonny i przy tym bardzo wybredny, bo ciągle poszukuje, docieka i dokonuje selekcji myśli w zderzeniu z rzeczywistością. Dzieli je na przydatne i nieprzydatne, zdrowe i trujące i albo je przyjmuje, albo odrzuca i znowu rodzi nowe. W mojej głowie, jeżeli mogę tak powiedzieć dokonuje się ewolucja, której efekt uwarunkowany jest od właściwego rozumienia otaczającego mnie świata i przetworzenia tego co spostrzegam we właściwy sposób, tak by skutki uboczne mojego myślenia były jak najmniejsze, by to co ze mnie wyrasta okazało się zawsze być prawym człowiekiem. Człowiekiem w pełni tego słowa znaczeniu i mam tu na myśli nie tylko jego fizyczność, psychikę, ale i, a może przede wszystkim, duchowość, bez której myślę, można byłoby człowieka rzeczywiście podsumować wg teorii darwinowskiej jako tylko i wyłącznie kierujące się instynktem zwierzę.

Umysł człowieka podpowiada mi, że istniejesz Boże, że Twoja mądrość jest nieskończona, że zawsze istniałeś i będziesz istniał. Dowody Twojego istnienia są widoczne wszędzie i we wszystkim, we mnie samej również. Kim byłabym bez wiary w Ciebie, kim byłby człowiek mimo swojej mądrości?

Nie chcę w myśleniu moim być tylko czyjąś reprodukcją, ale Twoim oryginalnym, nie podrobionym dziełem sztuki. Nie chcę płynąć z prądem jak bezmyślne darwinowskie „zwierzę”, zakodowane tylko na spanie, jedzenie, mozolenie się bez sensu i przedłużanie gatunku, jak bezrozumny naśladowca nowych trendów, bez znajomości Ciebie.

Potrzebuję i pragnę Twojej przyjaźni, nie odmawiaj mi jej, proszę! Bo do kogo innego pójdę, gdy pytać będę miała potrzebę, gdy szukać będę na pytania swoje mądrych, nie zdawkowych odpowiedzi? Komu zaufam moje zdrowie jak nie Tobie? Kogo będę prosić o odrobinkę mądrości? Kto, oprócz Ciebie może mi jej dać? Do kogo pójdę się wyżalić, gdy sercu będzie ciężko? Komu opowiem o swoich nadziejach, planach i marzeniach i w ogóle wszystko, ufając, że mnie nie zdradzi? Sam widzisz, jak bardzo jesteś mi potrzebny. Bądź przy mnie! Tak bardzo Cię o to proszę.

Chcę pojmować i rozumieć to wszystko co mnie otacza, to co widzę, słyszę i odczuwam – Twój świat, Twoje stworzenie. Chcę opierać moją myśl na Twojej mądrości i robić z tej umiejętności dobry użytek. Chcę po prostu żyć i obok tych innych niezbędności, chcę się też cieszyć tym cudnym Twoim darem, jakim jest życie. Nie chcę przechodzić tylko obok niego. Chyba nie proszę Cię o zbyt wiele, Boże? Chyba nie jest Ci przykrym, moje codzienne – dziękuję! - za kolejny nowy dzień jaki mi dajesz w prezencie, gdy budząc się ze snu rano otwieram oczy?

Filozofii liznęłam w moim życiu tylko troszkę, o mądrość Twoją Boże zaledwie się otarłam i na dodatek jestem kobietą ....... .

Moja kobieca intuicja podpowiada mi jednak nieustannie, że człowiek żyje nie tylko samym chlebem, że obok potrzeb fizycznych, ma również potrzeby duchowe, których nie można zastąpić byle ideą. Moją duchową potrzebą jesteś Ty Boże, codzienna rozmowa z Tobą dodaje mi skrzydeł, jest najskuteczniejszą medycyną na moje dolegliwości, smutek i przygnębienie. Ty jesteś moją siłą. Nie odmawiaj mi więc Siebie. W imię Jezusa, amen!

 

środa, 7 sierpnia 2013

Zanim spełnią się moje marzenia

Przygotowania trwają. Wchodzę na różne strony internetowe, by się dowiedzieć jak powinien wyglądać prawdziwy deptacz w górach, biegam po sklepach i kupuję, kupuję, kupuję. Jestem przy tym tak podniecona i przejęta, że wszystkim sprzedawcom wokół opowiadam o czekającej mnie przygodzie. Uśmiechają się tylko i chętnie służą radą. Na koniec życzą mi powodzenia. Chyba zostawiłam u nich majątek. Ha ha ha!

Nie możemy przecież gór lekceważyć. Co prawda goście swoje prawa mają, ale ma je też i gospodarz. Mamy gościć w górach cały tydzień. Planowaliśmy dłużej, ale stanęły nam na przeszkodzie bardzo ważne sprawy nie cierpiące zwłoki. Byliśmy więc zmuszeni nasz wyjazd w góry przełożyć o całe dziesięć dni, mimo iż byliśmy już na urlopie i szczególnie ja tęskniłam już za górami jak Julia za Romeem, tęskniłam za Beskidem Śląskim. W związku z tym wszystko uległo zmianie, łącznie z nazwą gór, które w pierwszej wersji chciałam głównie ja odwiedzić. Trudno, mówi się, idzie się dalej. Góry, to przecież góry, muszą być wszędzie, jeżeli już nie takie same, to magiczne, skąpane w niepojętym pięknie – pomyślałam sobie - i okazało się, że miałam rację, ale o tym potem.

Wszystko spakowane, mieszkanie na tip-top wysprzątane. Zawsze tak robię przed podróżą. Chcę wracać do czystego domu, by móc po podróży od razu odpocząć. Rzucam jeszcze ostatni raz okiem na całość, zamykam drzwi i w drogę. Nareszcie jedziemy!

Nie, nie nareszcie! Dzwoni telefon. Znowu zmiana planów. Musimy zahaczyć o Sztokholm. Jedziemy, mus to mus, nie ma innej rady. Następne pół dnia opóźnienia do spotkania z wami, góry moje góry, ale to moja strata – myślałam sobie, może w przyszłym roku to odrobię. Tak bardzo już za wami tęsknię. Nie mogę się doczekać spotkania z wami.

Sztokholm mamy już za sobą, musimy teraz do Hamburga niestety. Mus to mus – znowu szepczę sobie pod nosem, cierpliwości dziewczyno, cierpliwości. Co jak co, ale cierpliwość to ja mam stoicką. Uspokajam się, wyciszam, gawędzę z moim ukochanym. Spokojna muzyka z radia zagłusza szum silnika. Mimo wszystko jesteśmy w świetnych humorach. Całujemy sobie nawzajem dłonie, uśmiechamy się do siebie i do czekającej nas przygody. Jeszcze tylko ten Hamburg i już potem tylko my i góry i nasza przygoda z nimi. Ciekawe jak będzie, ciekawe czy dam radę?

Następne dwa dni w Hamburgu, które spisuję na straty. Nie tak miał wyglądać mój urlop. Trudno i to zniosę ........., dla was moje piękne. Tydzień to dużo czasu, będzie dobrze, będziemy mieli dużo czasu by się poznać i zaprzyjaźnić. Telefon!
- No gdzie jesteście? – słyszymy zniecierpliwionych przyjaciół – czekamy na was.
- Gdzie? Które góry w końcu wybraliście?
- W Szklarskiej Porębie – słyszymy – w Beskidy wybierzemy się w przyszłym roku, ok? My mamy też tylko tydzień wolny, potem musimy do Berlina, a stąd będzie nam bliżej.
- Ok! Może być Szklarska Poręba. Jesteśmy już po drodze, właśnie wyruszamy z Hamburga.
- To rezerwujemy dla was pokój! I do zobaczenia wieczorem, już przy kolacji.

Jeszcze tylko ostatnie tankowanie i w drogę, kierunek Polska! Nareszcie – odetchnęłam z ulgą, chociaż nie kryłam rozczarowania, że spotkam nie te góry, do których tak bardzo tęskniłam i okazuje się, że nadal będę tęsknić. Trudno! Co się odwlecze, to nie uciecze. :)

- No to w drogę, na przywitanie przygody! - powiedziałam z uśmiechem.
- W drogę! Zapnij pas. Samochód ruszył. Serce nareszcie zabiło mocniej, z radia popłynęła cicha muzyka.