Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wierzę, że tak będzie.

Śniadanie i już po śniadaniu. Jeszcze tylko dopijamy kawę i ostatnia zmiana planów. Ze względu na niepewną pogodę J i K proponują byśmy na Szrenicę wjechali kolejką linową.

- Kto jest za!? – wykrzykuje J.

Trzy pary rąk podniosły się w górę, tylko moje nie chciały się podnieść, były ciężkie jak z ołowiu. << Zbyt łatwo się poddają, to nie w moim stylu >> - pomyślałam.

- Karolina! Halo! Tu jesteśmy!
- Co!? Ach tak! Jestem, jestem! – uśmiechnęłam się.
- Na Szrenicę wjeżdżamy kolejką linową. Potem czerwonym szlakiem będziemy schodzić do Szklarskiej Poręby. Zgadzasz się?
- A mam inne wyjście?
- Nie, nie masz, jesteś przegłosowana!
- Ha ha ha! Wszyscy zaczęli się śmiać, łącznie ze mną. Tylko, że mój śmiech był trochę jakby na przekór z wykrzywieniem gęby.
- Ha ha ha! – język.

Prawdę mówiąc, to poczułam ulgę. 1362 m. n.p.m. do pokonania w pierwszy dzień dla takich jak ja i H, niedoświadczonych deptaczy, to chyba byłaby lekka przesada? << Hmm?? Czyżbym szukała usprawiedliwienia? >> - przeleciało mi przez myśl - << Wychodzi na to, że jednak boję się konfrontacji z górami, że nie do końca wierzę w swoje możliwości i dlatego tak łatwo zgodziłam się na tą łatwiznę. >> - znowu odpłynęłam myślami na chwilę od reszty towarzystwa.

- Dosyć tego leniuchowania. Komu w drogę, temu czas! – komenderuje K – Za piętnaście minut spotykamy się przed wejściem do pensjonatu już w pełnym „uzbrojeniu”, ok!?
- Ok!
- Rozejść się! – dodała żartobliwie, włączając przy tym uśmiech dziesiątkę.
- Tak jest K! Już się robi! – odpowiedzieliśmy chórkiem i ze śmiechem.

W pokoju jeszcze raz sprawdziłam nasze plecaki. H wziął swój i wyszedł rzucając w pośpiechu:

- Nie każ na siebie czekać zbyt długo! Drzwi trzasnęły i już go nie było.

Przebierając się myślałam o tym, czy nie będę wyglądać jak „uciekający pomidor ze szklarni”? Uśmiechnęłam się do tej myśli. Przypomniała mi kogoś. Niech tam, raz kozie śmierć. Wychodzę! Schodząc do recepcji nagle usłyszałam bardzo zachęcające:

- O!! Właśnie tak powinien wyglądać turysta w górach! Aż miło jest popatrzeć! – z szerokim uśmiechem na twarzy skomentował mój wygląd właściciel pensjonatu.
- Dziękuję! Warto było spędzić tyle czasu w Internecie, by to usłyszeć! Dziękuję bardzo! – odpłaciłam mu najpiękniejszym uśmiechem na jaki mnie było stać.
- Życzę powodzenia i wspaniałej przygody! – dodał.
- Wierzę, że tak będzie! – odpowiedziałam i wychodząc z budynku, zaśmiałam się głośno.

Cała trójka moich towarzyszy stała już na ulicy przed pensjonatem. Żartując i śmiejąc się ruszyliśmy na spotkanie gór. Serce zabiło mi mocniej i jakoś tak radośniej.

Więcej tutaj
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz