Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




piątek, 23 sierpnia 2013

Pierwszy tydzień w pracy za mną

Wyjęte z pamiętnika
czwartek i piątek 2004.12.02/03

Wczoraj tj. w czwartek miałam wolny dzień. Po spacerze z moją suczką i po śniadaniu pojechałam do miasta. Ponieważ nie miałam w domu pieniędzy, a na naszej dzielnicy nie ma bankomatu, byłam zmuszona to zrobić. Mimo iż pojechałam tylko tam i z powrotem, nie tracąc więcej czasu niż było to konieczne, po powrocie do domu całkowicie opadłam z sił. Moje samopoczucie nie było lepsze od wczorajszego. Dzień mijał powoli i jak zwykle bardzo boleśnie. Życzyłam sobie w duchu żeby naukowcy wynaleźli wreszcie jakąś medycynę na moje dolegliwości, która mogłaby mi pomóc i wreszcie przyniosłaby mi rzeczywistą ulgę i to na dobre.

Dzisiejszej nocy spałam bardzo źle. Mój „przyjaciel” ból ciągle mnie budził. Nie miałam wyjścia, musiałam wstać i pospacerować sobie trochę wokół mieszkania. Nie chcę za każdym razem brać przeciwbólowej medycyny, nie chcę się od niej uzależniać, znalazłam więc inny sposób na przynoszenie sobie ulgi. Tym sposobem są ćwiczenia rozciągające i nocny spacer po domu. Po takiej aktywności kładę się ponownie do łóżka i próbuję zasnąć. Czasami mi się to udaje, czasami nie. Nie ważne! Ważne jest to, że nie opuszcza mnie wola walki. W taką noc jak dzisiaj, gdy ból się nie poddaje jest najtrudniej. Wreszcie zasnęłam. Nie był to jednak wystarczająco długi sen i dlatego zmęczenie towarzyszyło mi przez resztę dnia, a nieustający ból w ciele rzeczywiście ograbiał mnie z sił.

Suchy, ostry ból górnych partii kręgosłupa promieniujący w kierunku karku i do lewej strony klatki piersiowej przemieniający się w uczucie ogromnego ciężaru utrudniającego oddychanie uparcie raził mnie swoją natrętnością do samego wieczora. Ramiona ciążyły i dokuczały okrutnym wykręcającym, świdrującym bólem, kark stał się sztywny, a głowa wydawała się być za ciężka dla niego. W momentach najbardziej krytycznych byłam zmuszona zaprzestawać wszelkich czynności. W pracy musiałam robić częste pauzy na ćwiczenia rozciągające. Częściej też niż zwykle kładłam się na ławce w przedsionku, by odpocząć.

Po drodze z pracy do domu myślałam o pytaniu jakie mi postawiono: „ Czy praca w kuchni odpowiada ci?” Niestety, nie mogłam dać odpowiedzi twierdzącej. Praca w kuchni nie była dla mnie. Ciągłe stanie i to z pochyloną głową sprawiało, że czułam zbyt duży dyskomfort zarówno w ramionach, karku jak i w biodrach. Ból się tylko nasilał, co wpływało ujemnie na moją psychikę również. To był bardzo ciężki tydzień, ale i bardzo ekscytujący zarazem. Po dłuższej przerwie mogłam od nowa poczuć atmosferę pracy, do czego bardzo już tęskniłam. Poznałam wielu nowych ludzi, z którymi obcowanie nie raz i nie dwa wywoływało uśmiech na mojej twarzy mimo wszystko.

Taki ból miałam dzisiaj bardzo często, za często! Byłam zmuszona odwiedzić mojego gimnastyka, który pokazał mi kilka nowych ćwiczeń i cierpliwie mnie uczył jak mam je wykonywać, aby robić to dobrze i z jak najlepszym pożytkiem dla moich obolałych ścięgien i mięśni.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz