Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




niedziela, 11 sierpnia 2013

A jeszcze wcale nie tak dawno

Wyjęte z pamiętnika 2004.12.01

Noc była znowu ciężka. Teraz już jestem pewna, że za każdym razem, gdy przesadzam zarówno z mentalnym, jak i fizycznym wysiłkiem, gdy zmuszam siebie do maksymalnej eksploatacji mojego ja, wysiadam. Zmęczenie to nic, ale ten ból w całym moim jestestwie, to jest prawdziwy problem! Tak, psychika też boli. Poza tym pewna jestem również tego, że czuję się o wiele gorzej psychicznie, gdy próbuję wykrzesać z siebie więcej niż naprawdę mogę, gdy nie daję rady i zmuszona jestem się poddać. Widzę wtedy moje ograniczenia i podupadam na duchu. Walka jest to nieskończona, walka z samą sobą, z własnymi ograniczeniami, które wzbraniam się zaakceptować. Ale! Ale jestem już też przekonana o tym, że sama praca, atmosfera w niej wpływa na mnie zbawiennie. Coraz częściej powraca na mają twarz uśmiech. Tego będę się trzymać, użyję jako motywacji do dalszej walki.

To jest walka pomiędzy moją psychiką, a fizycznymi ograniczeniami. To jest front na pierwszej linii, a ja sama jestem fortecą, którą chcę zdobyć i pokonać zasiedziałego w niej od jakiegoś czasu niechcianego i okradającego mnie z normalnego życia wroga. Tak! Znajduję się w stanie walki toczącej się w moim wnętrzu. Dziwna to walka! Moje fizyczne ja, walczy z moją mentalnością. Że coś takiego jest możliwe, widzę dopiero teraz i muszę powiedzieć, że jest to bardzo, bardzo wyczerpujące położenie. Podczas gdy ciało czuje się słabe, moja psychika nie chce się poddać. Walczę więc z uporem nie znając z jakim skutkiem. Wierzę jednak, że w końcu wygram! Oparcie znajduję w swoich najbliższych.

Również i dla nich chcę robić swoje najlepsze, staram się więc widząc w ich oczach zachętę. Oprócz gimnastyki, próbuję zajmować się prostymi czynnościami codziennego życia. Zmywam naczynia, podnoszę i przenoszę różne małe rzeczy, pomagam przy gotowaniu jedzenia, ruszam się, co jest najważniejsze. Robię co mogę. cały czas sprawdzam siebie, badam wciąż i od nowa moje fizyczne możliwości. To, co za każdym razem odkrywam przeraża mnie i kradnie mój uśmiech. Często jedynym rezultatem takich wysiłków jest suchy, przerażający ból w ciele, sztywność i wypełniający mnie smutek. Nie załamuję się jednak, nie płaczę i nie narzekam, nawet się uśmiecham, chociaż pewna jestem, że to nie uśmiech, ale upór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz