Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




niedziela, 11 sierpnia 2013

Już jutro dotknę was!

Po załatwieniu koniecznych formalności w recepcji udaliśmy się do naszego pokoju na drugim piętrze, sąsiadującego z pokojem naszych przyjaciół, a jakże inaczej? Wszyscy byliśmy zmęczeni, a jutro czeka nas przecież pierwsze w życiu prawdziwe deptanie w górach. Dla mnie i H pierwsze, ale nie dla J i K. Oni co najmniej dwa razy w roku po tygodniu spędzają w górach na deptaniu. Mieszkają w Trójmieście. Góry są więc dla nich odskocznią i potrzebną jak każdemu zmianą klimatu. Oboje kochają góry.

Pokój okazał się być przytulny, skromnie, ale ładnie urządzony. Było w nim wszystko czego potrzebowaliśmy. Postawiliśmy bagaże obok szafy.

- Ja pierwszy robię prysznic! – słyszę głos H, gdzieś za plecami.
- Nie mam nic przeciwko temu. – odpowiedziałam cicho podchodząc do okna. Otworzyłam je na oścież i zaczerpnęłam pełną piersią dopiero co „wypranego” deszczem, górskiego powietrza. Było takie rześkie, że poczułam zawrót głowy. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam ICH cień w mroku, ciemniejszy od nocy i wcale nie tak daleko od naszego pensjonatu, jak mi się wydawało. Wiały chłodem, tajemniczością i grozą. Niesamowity, tak bardzo oczekiwany przeze mnie widok, od którego nie mogłam oderwać oczu.
 
- Tak bardzo marzyłam o naszym spotkaniu – rzuciłam półgłosem w mrok - już jutro dotknę was! Czy będziecie dla mnie łaskawe? Czy ja okażę się ....... ? – nie dokończyłam.
- Mówiłaś coś kochanie? – przerwał mi H.
- Nic do ciebie!
- To z kim rozmawiasz? – słyszę głos H tuż za sobą, jednocześnie czuję jego cmoknięcie w szyję.
- Jak to z kim? Z nikim! Przywitałam się tylko z górami – uśmiechnęłam się – widzisz je?
- Widzę przede wszystkim ciebie, moja alpinistko. Ha ha ha! – śmiejąc się cicho, cmoknął mnie znowu.

Zawsze mnie cmoka, w domu gdy jesteśmy sami, w sklepie i na ulicy. Nie może przejść obok mnie, żeby tego nie zrobić i nie ważne ile razy na dzień. To chyba jest jego hobby? – uśmiechnęłam się do swoich myśli – obsypywać mnie buziakami. Szczerze mówiąc, lubię to. Wiem, że mnie kocha i że na te góry zgodził się tylko dla mnie.

- Weź prysznic i idziemy spać. Jutro czeka nas „chrzest bojowy”, musimy się porządnie wyspać.
- Tak! – zamyśliłam się.
- Wiesz, o której serwują śniadanie? – wyrwał mnie z zamyślenia.
- Między ósmą a dziesiątą. Umówiliśmy się z J i K na ósmą trzydzieści, nie pamiętasz? Zaraz po śniadaniu przebieramy się i wyruszamy w góry. Jutro będziemy zdobywać Szrenicę, to góra na której rysy utulone w mroku właśnie teraz patrzę - 1362 m. n. p. m. - znowu się zamyśliłam.

- Przestań już się gapić przez to okno! - słyszę z głębi pokoju - nie jesteś zmęczona?
- Jestem, ale jakoś nie mogę spać. Mam zostawić otwarte okno?
- Tak!

Wzięłam prysznic i położyłam się spać. Długo jednak nie mogłam zasnąć i wcale nie dlatego, że łóżko było nie wygodne, nie! Czułam się jak przed pierwszą w życiu randką. Byłam podniecona i pełna obaw. Żałowałam, że nie będzie to randka z Beskidami. To je miałam wpierw spotkać, do nich tak bardzo tęskniłam. Zasypiałam z uczuciem zdrady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz