Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




sobota, 10 sierpnia 2013

Góry witają nas deszczem

Trasę z Hamburga do Zgorzelca pokonaliśmy bez przeszkód. Całą drogę dopisywały nam dobre humory i piękna słoneczna pogoda. Rozmawialiśmy, słuchaliśmy muzyki na przemian z płynącymi z radia wiadomościami. Nawet się nie obejrzeliśmy, a już przekroczyliśmy granicę i znaleźliśmy się w Polsce. Zatrzymaliśmy się gdzieś po drodze do Jeleniej Góry by coś zjeść i spojrzeć po raz pierwszy na mapę. Otworzyłam drzwi samochodu i stanęłam na rozgrzanym słońcem parkingu.

<< Co za uczucie!? Chciałoby się przytulić tę ziemię do serca. >>  Pomyślałam sobie, chociaż był to tylko parking wylany asfaltem. Swoim zwyczajem, przymknęłam oczy i podniosłam głowę do góry, kierując twarz w stronę słońca, rozłożyłam ręce szeroko i przywitałam się z Polską. Poczułam delikatny i ciepły dotyk słonecznych promieni. Uśmiechnęłam się jakbym dostała cały świat w prezencie. :D

Przestudiowaliśmy opis trasy do Szklarskiej Poręby i ruszyliśmy w dalszą drogę. Pogoda nadal dopisywała, dzięki czemu mogłam podziwiać piękne widoki z za szyby samochodu. W tych okolicach Polski byłam pierwszy raz, chociaż samą Szklarską Porębę znałam z zimowych wypraw na narty z czasów gdy jeszcze mieszkałam w Kraju. Raz jeden, pamiętam jak przez mgłę, spędzałam w niej też letnie wakacje. Musiały być niezbyt ciekawe, bo zapamiętałam z nich jedynie wodospad Kamieńczyk. :)

Szybko zbliżaliśmy się do Jeleniej Góry, o którą zahaczyliśmy tylko trochę. Musnęliśmy ją zaledwie od zachodniej strony. Drogowskaz wskazywał Piechowice i Szklarską Porębę w prawo, skręcamy. Już od jakiegoś czasu obserwuję widoczne na horyzoncie góry. Nie pamiętam od którego momentu naszej podróży zaczęłam je widzieć. Myślami byłam przy nich, drżałam z emocji i z przejęcia i żałowałam tylko, że to nie są Beskidy. W głębi duszy bałam się ich, a jednocześnie bardzo pragnęłam spotkania z nimi.

Nagle pogoda się zepsuła, zaczął padać rzęsisty deszcz, zrobiło się ciemno.
- No, no! Pogoda nie zapowiada się nam najlepiej! – stwierdził mój miły.
- Nie marudź. Podobno w górach tak jest! Nagłe zmiany pogody w górach to normalka, czytałam o tym – mądrowałam – właśnie dlatego trzeba mieć w plecaku ciuchy przeciwdeszczowe i polary aby nie zmoknąć i nie zmarznąć, gdy nagle zacznie padać deszcz lub temperatura bardzo się obniży nawet gdy jest to środek lata. To są góry kochanie, GÓRY! – podkreśliłam i uśmiechnęłam się jakby już do nich.

Znowu telefon. To dzwoni nasz przyjaciel. Jest już bardzo zniecierpliwiony. Nie może się nas doczekać.

- Spokojnie! Zbliżamy się do celu.
- To ja wyjdę was spotkać na główną drogę, żebyście nie błądzili. Wypatrujcie mnie przy niej.
- Ok! Jeszcze chwilę jedziemy.
- Widzę go! Stoi tam, pod parasolem – wskazuję ręką w prawo.
Zatrzymujemy samochód, J wsiada, zatrzaskuje drzwi samochodu i mówi tylko:
- Witam was! Co za paskudną pogodę nam przywieźliście z sobą!?
- Jak zawsze! Stwierdziliśmy z H jednocześnie. Zaczęliśmy się śmiać. Tak się składa, że zawsze, gdy przyjeżdżamy do Polski, ona wita nas deszczem.
- Skręcamy w lewo, teraz w prawo - komenderuje J - i znowu w prawo, prosto, a teraz ciut w lewo i już jesteśmy na miejscu. Wjeżdżaj na to podwórko H i zaparkuj. Zanim rozpakujecie bagaże i pójdziecie do recepcji, zjemy wpierw kolacją. K już czeka na nas w restauracji.

Wbiegliśmy szybko po schodach uciekając przed deszczem i ... . Dopiero teraz zaczęliśmy się witać, przytulać i ściskać nawzajem i robić trochę zamieszania. Żartom, uśmiechom i rozmowom nie było końca. Znamy się przecież tak długo i tak dobrze. To jest stara i sprawdzona przyjaźń, taka na dobre i na złe. Jedząc wspólną kolację cieszymy się jak dzieci, planujemy jutrzejsze deptanie. Za restauracyjnym oknem pensjonatu pada rzęsisty deszcz. :D
 

4 komentarze:

  1. Dziękuję za odwiedziny i miły komentarz :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję Poszukiwaczu Prawdy za to, że niestrudzenie dzielisz się z nami swoimi odkryciami. Jesteś niezastąpiony! :)

      Serdecznie Cię pozdrawiam
      Karolina

      Usuń
  2. Prosze o dalszy ciag! Pani tak pisze ze sie calkiem znika w panski swiat. Wiecej, czekam na wieciej!

    / P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje pisanie Tobie się podoba, kimkolwiek jesteś Anonimie i dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do odwiedzania mnie na moim blogu. Będzie mi miło znowu Ciebie gościć. :)

      Karolina

      Usuń