Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




czwartek, 31 października 2013

Obudziłam się żeby spać

Zanim weszłam w przysłowiową ścianę kręciłam się przez życie jak szalona. Wszystko i wszyscy byli ważniejsi ode mnie. Tak bardzo chciałam ze wszystkim zdążyć, tak bardzo chciałam mieć wszystko na ostatni guzik zapięte i aby wszyscy których kocham byli szczęśliwi, że nie myślałam o sobie, o tych nawet najbardziej podstawowych moich potrzebach, jak chociażby SEN. Spałam zaledwie trzy/cztery godziny na dobę. I w końcu dostałam porządnego od życia kopa. Obudziłam się między innymi po to, żeby SPAĆ. Dziwne - prawda? :D

Tak to jednak czasami bywa, szczególnie w życiu kobiet - gdy kochają, to często bez pamięci o sobie. Mąż, dzieci, rodzina, praca, dom wypełniają cały ich czas. Nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że w tym wszystkim znajdziemy również miejsce dla samej siebie i zadbamy o to, by mieć te swoje pięć minut na oddech.

Obudziłam się po to, żeby spać. Tak, sen jest człowieka przyjacielem. Zrozumiałam to nazbyt późno. Jednak lepiej późno niż wcale. W czasie snu nie tylko odpoczywamy, ale całe nasze ciało się regeneruje. Sen pomaga nam również w zachowaniu właściwej wagi. Człowiek wypoczęty to człowiek zdrowszy, silniejszy, weselszy, dłużej zachowujący młodość i przede wszystkim bardziej kreatywny. Warto jest więc zadbać o to, by się dobrze wysypiać każdej nocy, by nasz sen trwał nie mniej niż 7 godzin bez przerwy, chociaż i to zależy od naszych osobistych potrzeb. Jedni z nas potrzebują mniej snu, inni więcej, jednak dla zachowania dobrego zdrowia nie powinien on być krótszy niż 6, ani dłuższy niż 8 godzin. Tu

poniedziałek, 28 października 2013

Jesień po kąpieli w deszczu.

Nie używa ręcznika. Lubi schnąć powoli i w między czasie przeglądać się w kałużach jak w lusterku. Zaskoczona swoim pięknem nie może wyjść z podziwu. Taka mała z niej Narcyz(ka). Nie przeszkadza mi to jej samouwielbienie, w końcu naprawdę jest piękna. Jej nie przeszkadza to, że ją podglądam bawiąc się w paparazzi. Świetnie się zgadzamy ze sobą. Ja mimo wszystko nie jestem natrętna, ona chętnie pokazuje mi swoją urodę i "prywatność", pozuje do zdjęć jak najprzedniejsza modelka. Zresztą sami popatrzcie.




 

Chabry

Czy jest ktoś, kto nigdy nie widział chabrów?

Są to przepiękne kwiaty rosnące w zbożach, zwykłe chwasty! A jednak nie tak całkiem zwykłe. Chabry są kwiatami leczniczymi.

Bogate są nie tylko pięknym, delikatnym wyglądem, ale i swoją zawartością. Knicyna, glikozydy, cichoryna, heterozyd i sole mineralne, duża zawartość potasu, manganu oraz garbników i witaminy C, to skarby zawarte w chabrach. Ziele to stosowane jest przy chorobach nerek i dróg moczowych ponieważ działa moczopędnie i przeciwzapalnie. Jest świetnym środkiem pomagającym szczególnie w zapaleniu dróg moczowych przebiegającym z obrzękami.

Chabry to również środek działający żółciopędnie. W medycynie ludowej był stosowany przy chorobach wątroby i złej przemiany materii. Jako środek przeciwzapalny można go również z powodzeniem stosować podczas zapalenia spojówek i błon śluzowych.
Więcej przeczytasz tu

piątek, 25 października 2013

Witamina PP

Inaczej nazywana jest niacyną. Bierze ona udział w procesach utleniania tkankowego. Wpływa na rozszerzenie naczyń krwionośnych przez co obniża ciśnienie krwi. Jest bardzo pomocna w leczeniu schorzeń skóry, miażdżycy, błon śluzowych, układu nerwowego, stwardnienia rozsianego i zapalenia nerwu trójdzielnego.

Niedobór tej witaminy skutkuje zachorowaniem na pelagrę, chorobę powodująca zapalenie skóry, błon śluzowych przewodu pokarmowego i powoduje zmiany w ośrodkowym układzie nerwowym.

Dużą ilość niacyny (PP) zawiera drób, chude mięso, nerki, wątroba i oczywiście ryby. Poza tym warto jeść pomidory, sałatę, zielone liście innych warzyw, orzechy, drożdże i chleb razowy, które są bogatymi źródłami tej witaminy. Dzienne zapotrzebowanie na witaminę PP wynosi 15 mg.
Więcej przeczytaj tu 

czwartek, 24 października 2013

Kwiaty w ogrodzie Pani Jesieni.

Białe, różowe, których nawet nazwy nie znam.









             Żółty, spóźniony irys,






















gdzie indziej wrzos uśmiecha się fioletem do małych chyba chryzantem.

Tutaj inne cudne dzieło natury spogląda zdziwione na coś puchatego, co udaje owcze runo.

























                                                                                      

Przekwitłe mlecze, ziewająca koniczyna.
 
















Skąpane w bieli rusałki w niezbyt udanej roli bawełny.














A tu spaghetti oplatające swoją łodygę źle imitując cukrową watę na patyku.





Na koniec języki ognia odbierające człowiekowi mowę swym niepowtarzalnym pięknem.

Jesienny spacer Słońca w lesie

Po prostu muszę wam to pokazać. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak! Sami popatrzcie.

Podglądając Słońce zapomniałam, że ono również mnie podgląda. :D


















                              
                                                   
                                                                                                                    Tutaj potyka się o kamień.
                                                                                                        
Bawi się w chowanego.























Muska swymi ciepłymi jeszcze promieniami drogę po której idę ja i ono.

Tutaj najzwyczajniej zatańczyło sobie.


Nieco zmęczone ciut przygasło.


Jednak po krótkiej chwili jaśnieje w kolejnym zachwycie.


Z ciekawością dziecka podgląda mrowisko.


Zmęczone postanowiło odpocząć nad leśnym stawem i pozachwycać się urodą miejsca.



piątek, 18 października 2013

Wyjęte z pamiętnika

Wtorek 2004.12.07

Wczorajszy dzień był dla mnie bardzo ciężkim dniem, dlatego jestem zmuszona zastanowić się jak i co mam robić, aby tyle nie cierpieć?

Już teraz wiem na pewno, że stojąca czy siedząca z pochyloną nieustannie głową praca w jednym miejscu nie jest dla mnie. Ból zarówno w karku, ramionach jak i w górnych partiach kręgosłupa tak bardzo się wtedy nasila, że tracę ochotę i motywację do czegokolwiek. Kropką nad i, są dosłownie krzyczące z bólu biodra.

Najlepszym wyjściem w tej sytuacji i moim zdaniem jest unikanie monotonności ruchów, jednak nie ma zmiłuj się – muszę pracować w szklarni cały tydzień. Takie są reguły w tym ośrodku rehabilitacyjnym. Chory pracuje na różnych stanowiskach po tygodniu, znawcy tematu obserwują go i oceniają jego możliwości, wytrzymałość i przydatność. Czuję się jak królik doświadczalny, chociaż przy okazji bardzo dużo się uczę, przede wszystkim o sobie, na co nigdy przedtem nie miałam zbyt wiele czasu. Znałam więc siebie samą bardzo powierzchownie. Dziwne i zastanawiające to spostrzeżenie.

Nauczona wczorajszym doświadczeniem, dzisiaj wsłuchiwałam się dokładnie w to, co mówi mi moje ciało. Pracowałam przy tym samym stanowisku znajdującym się w samym środku pomieszczenia. Żeby sobie polepszyć moje warunki pracy postawiłam obok mnie krzesło aby móc pracować trochę na siedząco w momencie, gdy poczuję, że organizm nie daje rady dłużej stać. Stół przy którym wykonuję zlecone mi czynności stoi na podwyższeniu, które wykorzystuję również do tego by sobie pomóc. Raz stając na nim, raz na podłodze zmieniam położenie mojego ciała względem wysokości stołu, co sprawia, że zarówno ramiona, jak i głowa zmieniają swoją pozycję przynosząc mi w ten sposób ulgę. Poza tym częściej niż wczoraj wykonywałam ćwiczenia rozciągające, a żeby ciało nie sztywniało co jakiś czas fundowałam mu spacer dookoła mojego stanowiska pracy. Stojąca w pomieszczeniu sofa również była mi przydatna. Podobnie jak wczoraj siadałam na niej z bardzo odchyloną głowa do tyłu dzięki czemu zarówno kark jak i głowa mogły odpocząć. Potrzeba jest matką wynalazków, zwykło się mówić. :D

Przy całej mojej pomysłowości nie obeszło się jednak i dzisiaj bez przeciwbólowych pastylek. Tym razem nie zapomniałam ich w szatni, miałam je przy sobie i to była pierwsza rzecz o jakiej myślałam gdy przebierałam się w robocze ubranie.

Ponieważ spacer dobrze przeciwdziała zesztywnieniu, po skończonej dniówce, mimo bólu w ciele i zmęczenia, część drogi do domu przebyłam pieszo, a po krótkim odpoczynku w domu wybrałam się na kolejny spacer z moją suczką.

W mojej sytuacji samo dyscyplina jest bardzo ważna. Cały czas mam w pamięci, że tu chodzi o moje zdrowie, a mój upór osła mówi mi, że w tym wszystkim chodzi przecież o moje najlepsze. Walczyłam więc dzisiaj lepiej niż wczoraj. Teraz myślę, że dobrze się spisałam, zrobiłam swoje najlepsze i o to właśnie chodzi w tym całym moim boju o własne zdrowienie.

poniedziałek, 7 października 2013

Bez zbędnych kompleksów

Drogą do świadomego życia jest odważne spojrzenie na siebie samego bez porównywania się z innymi. Dopuszczenie do swojej świadomości, że to jest moje życie i dlatego to moje możliwości wprowadzam w obieg. Jesteś i byłeś dla siebie samego najważniejszy! Gdy czujesz się dobrze z samym sobą, spełniony, wtedy inni czują się dobrze z tobą. Ktoś potrafi albo może więcej, ktoś inny mniej, jakie to ma znaczenie dla indywiduum? Tylko i aż takie, żeby odważył się być sobą i wprawił swoją machinę/siebie w ruch bez zbędnych kompleksów. By nie starał się tylko, ale by chciał złapać szczęście za całe stopy. Każdy z nas to potrafi, naprawdę! Wystarczy chcieć i robić, każdy wg swoich możliwości, a te - proszę mi wierzyć - są ogromne, tylko czekają by je wyzwolić z naszej niepewności i braku wiary w siebie.

Gorący umysł stymuluje nie tylko myśl, ale również pobudza naszą świadomość. Świadomość rodzi pragnienie, a to z kolei myśl zamienia w czyn zanim Ziemia zdąży obrócić się dookoła własnej osi. Co dnia nie tylko mięśnie, ale i umysł trzeba poddawać treningowi i to poprzez serce. Bo żyjąc samemu nie wolno nam odbierać prawa do życia innym. Nic więc za wszelką cenę! Realizując siebie, nie zapominaj o empatii.

Z wegetacją precz!! Gdy wdziera się ona drzwiami wyrzuć ją oknem, gdy wchodzi przez okno wyrzuć ją drzwiami. Żyj i ciesz się życiem jednocześnie sprawiając radość żyjącym obok ciebie. Nie zapominaj, że człowiek jest stworzeniem stadnym. Może działać, czuć się szczęśliwym i spełnionym jedynie wtedy gdy to co robi ma sens i swoich odbiorców. Mówiąc innymi słowami, gdy ma dla kogo żyć i działać w zamian doświadczając podziwu i docenienia, nie szczędząc innym tego samego za ich dokonania. Wszyscy potrzebujemy od czasu do czasu miłego słowa, poświęconej tylko nam uwagi i zwykłego tylko dziękuję!

Korzystanie z życia, różne rzeczy znaczy lecz jeden ma sens dla wszystkich – dotknąć gwiazd czyli szczęścia. Bo o nie właśnie w tym wszystkim chodzi. Dla każdego szczęście ma inną formę, co innego znaczy, ale odczuwamy je podobnie – przy zderzeniu się z nim odlatujemy w kierunku innych galaktyk! :D

niedziela, 6 października 2013

Naturalna maseczka odżywcza

Naturalna maseczka odżywcza dla cery normalnej i suchej wyraźnie zmniejszająca pory i wygładzająca skórę.

Składniki:

- Pół szklanki rozgniecionego siemienia lnianego
- Szklanka wrzącej wody
- Łyżeczka kminku
- Trzy plasterki cytryny

Siemię lniane wsypać do miksera, zalać wrzącą wodą. Miksować przez chwilę aż do momentu uzyskania gęstej papki. Jeżeli papka jest za rzadka lub za gęsta, odpowiednio dosypać siemienia albo dolać wody. Wyjąć gotową już maseczkę do salaterki i odstawić na chwilę by ostygła. W między czasie zalać kminek wrzątkiem i parzyć pod przykryciem. Odstawioną papkę lnianą zamieszać łyżeczką. Odrobinę położyć na grzbiet dłoni by sprawdzić jej temperaturę. Gdy już nie parzy, ale ciągle jest ciepła nałożyć na twarz i szyję. Odczekać aż ostygnie na naszej skórze plus pięć minut po czym zdjąć maseczkę miękką serwetką jednorazowego użytku. Moczonymi w herbacie kminkowej wacikami zmyć resztki maseczki z twarzy i szyi. Poczekać aż skóra wyschnie. Przygotowanymi plasterkami cytryny przemyć miejsca poddane działaniu maseczki. Pozwolić by sok cytryny działał ok. pięciu minut, ale nie dłużej niż do momentu pierwszego szczypania. Na koniec zmyć twarz i szyję tylko ciepłą wodą. Wysuszyć miękkim ręcznikiem.

Efekt
Wspaniale odżywiona, odprężona, gładka i rozjaśniona skóra z bardzo mocno zmniejszonymi porami już po pierwszym zastosowaniu maseczki. Jest to wynikiem działania zawartych w siemieniu lnianym witamin, minerałów i olejków eterycznych, jak również zawartej w nim Omegi-3, błonnika i białka. Zmniejszone pory i rozjaśniona, odmłodzona skóra to efekt działania witaminy C zawartej w plastrach cytryny.

Życzę powodzenia. :D

Jako ciekawostkę podam, że śluz otrzymany z siemienia lnianego może z powodzeniem zastąpić balsam do włosów świetnie nawilżając i odżywiając zniszczone włosy.

sobota, 5 października 2013

Prawdziwa męka

Wyjęte z pamiętnika
Poniedziałek 2004.12.06

To był ciężki dzień dla mnie. Zamiast w stolarni, wylądowałam w szklarni. Przesadzałyśmy hiacynty do doniczek, które potem ozdabiałyśmy świątecznymi akcesoriami. Przy tym zajęciu non stop stoi się przy stanowisku pracy z ciągle pochyloną głową . To była dla mnie prawdziwa tortura. Posykiwałam często z bólu i byłam zmuszona robić sobie niezliczoną ilość razy przerwy na rozprostowanie się i na ćwiczenia rozciągające. Bardzo się starałam wytrzymać do końca dniówki, ale niestety, nie udało mi się! Musiałam położyć się na sofie z odrzuconą w tył głową i tam już pozostałam.

Ból w całym ciele tak się nasilił, że nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Cierpiałam tak bardzo, że przestałam zwracać uwagę na tych wszystkich, którzy znajdowali się razem ze mną w pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy stamtąd wyszli.

Płynące z radia wiadomości uświadomiły mi, że to musi być godzina dwunasta i że wszyscy poszli na obiad. Podniosłam się powoli z sofy i dołączyłam do nich w stołówce.

Cała ja byłam jednym, wielkim bólem. Siedzenie przy stole sprawiało mi ogromną trudność. Jedzenie było przymusem. Tabletki przeciwbólowe zapomniałam w kieszeni kurtki w szatni. Żeby tylko być, stawało się coraz bardziej nieznośne, wierciłam się jakbym usiadła na mrowisku. To była prawdziwa męka. Byłam obolała i coraz bardziej zmęczona, smutek zamienił się w przygnębienie, które pozostało przy mnie już przez resztę dnia. Nawet wizyta u gimnastyka mi nie pomogła.

Tego wszystkiego dzisiaj było za dużo! Przestaję rozumieć sens takiej rehabilitacji. Jestem prawie załamana. W tej chwili mam tylko jedno pytanie - dlaczego muszę przechodzić przez to wszystko?
 

czwartek, 3 października 2013

Jesień

To cudowna pora roku, moim zdaniem. Spacery w towarzystwie jesieni, to nie zapomniane wrażenia i przeżycia natury nie tylko duchowej. Każdemu polecam pobycie sam na sam z tą porą roku. Aby się z nią spotkać nie potrzeba się umawiać, wystarczy ubrać się stosownie i wyjść z domu.









Jesień to nie mała jest figlarka. Jak żadna inna pora roku
może zaskoczyć swoją rozmaitością pogody i wahaniami temperatury. To uśmiecha się do człowieka zachęcającym do spacerów słońcem, udając babie lato, to spadającymi z drzew liśćmi źle imituje zimę. Innym razem przepędza deszczem lub swawolnym wietrzyskiem, albo tylko chmurzy swoje czoło wiejąc przy tym chłodem żeby po chwili i niespodziewanie smagać lekko ciepłymi, złocistymi promieniami. A jaką przy tym dysponuje paletą barw ta artystka lubująca się w kontrastach! Żaden malarz nie dorówna jej swoim pędzlem.





Jesieni można wszystko zarzucić, ale nie to, że jest nudna. Na dzisiejszym porannym spacerze przywitała mnie lekkim przymrozkiem na przykład, jakby chciała mi łagodnie przypomnieć, że to już czas wyciągnąć z szafy cieplejsze swetry i kurtki. :D


Na granicy lata z jesienią

Lato jeszcze nie chce odejść, ale jesień nie daje za wygraną i delikatnie upomina się o ustąpienie jej miejsca. Póki co te dwie pory roku jakby usiadły na chwilkę przy wspólnym stole i naradzały się po cichu czym by tu ludzi jeszcze zaskoczyć? Uśmiechają się przy tym jakby były najlepszymi przyjaciółkami. Do swojej rozmowy zaprosiły Słońce, które zmęczone nadmiernym grzaniem w tym roku usiadło chętnie przy nich rozjaśniając miejsce swym delikatniejszym już światłem. Popatrzcie jak im razem jest wesoło.

Obydwie pory roku są przecudnie ubrane. Lato w suknię dla
siebie już wieczorową w stonowanych, pastelowych kolorach, bo przecież jest to już dla tej pory roku bal pożegnalny, jesień natomiast ubrana jest bardziej awangardowo, trochę jakby poszarpana Picassem. Tylko Słońce zawsze jest w tej samej kreacji, uwielbia świecić sobą, dlatego niezmiennie ubiera się w kolor złoty.

Podchodzę do nich po cichu i dyskretnie podglądam to wesołe towarzystwo. Nie pytając o pozwolenie, proszę mi wybaczyć, robię im sesję zdjęciową. :D


Zachód słońca w moim mieście

              Po obejrzeniu takiego widowiska można zaniemówić.