Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




piątek, 18 października 2013

Wyjęte z pamiętnika

Wtorek 2004.12.07

Wczorajszy dzień był dla mnie bardzo ciężkim dniem, dlatego jestem zmuszona zastanowić się jak i co mam robić, aby tyle nie cierpieć?

Już teraz wiem na pewno, że stojąca czy siedząca z pochyloną nieustannie głową praca w jednym miejscu nie jest dla mnie. Ból zarówno w karku, ramionach jak i w górnych partiach kręgosłupa tak bardzo się wtedy nasila, że tracę ochotę i motywację do czegokolwiek. Kropką nad i, są dosłownie krzyczące z bólu biodra.

Najlepszym wyjściem w tej sytuacji i moim zdaniem jest unikanie monotonności ruchów, jednak nie ma zmiłuj się – muszę pracować w szklarni cały tydzień. Takie są reguły w tym ośrodku rehabilitacyjnym. Chory pracuje na różnych stanowiskach po tygodniu, znawcy tematu obserwują go i oceniają jego możliwości, wytrzymałość i przydatność. Czuję się jak królik doświadczalny, chociaż przy okazji bardzo dużo się uczę, przede wszystkim o sobie, na co nigdy przedtem nie miałam zbyt wiele czasu. Znałam więc siebie samą bardzo powierzchownie. Dziwne i zastanawiające to spostrzeżenie.

Nauczona wczorajszym doświadczeniem, dzisiaj wsłuchiwałam się dokładnie w to, co mówi mi moje ciało. Pracowałam przy tym samym stanowisku znajdującym się w samym środku pomieszczenia. Żeby sobie polepszyć moje warunki pracy postawiłam obok mnie krzesło aby móc pracować trochę na siedząco w momencie, gdy poczuję, że organizm nie daje rady dłużej stać. Stół przy którym wykonuję zlecone mi czynności stoi na podwyższeniu, które wykorzystuję również do tego by sobie pomóc. Raz stając na nim, raz na podłodze zmieniam położenie mojego ciała względem wysokości stołu, co sprawia, że zarówno ramiona, jak i głowa zmieniają swoją pozycję przynosząc mi w ten sposób ulgę. Poza tym częściej niż wczoraj wykonywałam ćwiczenia rozciągające, a żeby ciało nie sztywniało co jakiś czas fundowałam mu spacer dookoła mojego stanowiska pracy. Stojąca w pomieszczeniu sofa również była mi przydatna. Podobnie jak wczoraj siadałam na niej z bardzo odchyloną głowa do tyłu dzięki czemu zarówno kark jak i głowa mogły odpocząć. Potrzeba jest matką wynalazków, zwykło się mówić. :D

Przy całej mojej pomysłowości nie obeszło się jednak i dzisiaj bez przeciwbólowych pastylek. Tym razem nie zapomniałam ich w szatni, miałam je przy sobie i to była pierwsza rzecz o jakiej myślałam gdy przebierałam się w robocze ubranie.

Ponieważ spacer dobrze przeciwdziała zesztywnieniu, po skończonej dniówce, mimo bólu w ciele i zmęczenia, część drogi do domu przebyłam pieszo, a po krótkim odpoczynku w domu wybrałam się na kolejny spacer z moją suczką.

W mojej sytuacji samo dyscyplina jest bardzo ważna. Cały czas mam w pamięci, że tu chodzi o moje zdrowie, a mój upór osła mówi mi, że w tym wszystkim chodzi przecież o moje najlepsze. Walczyłam więc dzisiaj lepiej niż wczoraj. Teraz myślę, że dobrze się spisałam, zrobiłam swoje najlepsze i o to właśnie chodzi w tym całym moim boju o własne zdrowienie.

2 komentarze:

  1. Har lagt dig till min blogglista!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vad trevligt. Tack! Jag ska gärna bekanta mig med din blogg.

      Varma hälsningar
      Karolina

      Usuń