Wyjęte z pamiętnika
Poniedziałek 2004.12.06
To był ciężki dzień dla mnie. Zamiast w stolarni, wylądowałam w szklarni. Przesadzałyśmy hiacynty do doniczek, które potem ozdabiałyśmy świątecznymi akcesoriami. Przy tym zajęciu non stop stoi się przy stanowisku pracy z ciągle pochyloną głową . To była dla mnie prawdziwa tortura. Posykiwałam często z bólu i byłam zmuszona robić sobie niezliczoną ilość razy przerwy na rozprostowanie się i na ćwiczenia rozciągające. Bardzo się starałam wytrzymać do końca dniówki, ale niestety, nie udało mi się! Musiałam położyć się na sofie z odrzuconą w tył głową i tam już pozostałam.
Ból w całym ciele tak się nasilił, że nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Cierpiałam tak bardzo, że przestałam zwracać uwagę na tych wszystkich, którzy znajdowali się razem ze mną w pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy stamtąd wyszli.
Płynące z radia wiadomości uświadomiły mi, że to musi być godzina dwunasta i że wszyscy poszli na obiad. Podniosłam się powoli z sofy i dołączyłam do nich w stołówce.
Cała ja byłam jednym, wielkim bólem. Siedzenie przy stole sprawiało mi ogromną trudność. Jedzenie było przymusem. Tabletki przeciwbólowe zapomniałam w kieszeni kurtki w szatni. Żeby tylko być, stawało się coraz bardziej nieznośne, wierciłam się jakbym usiadła na mrowisku. To była prawdziwa męka. Byłam obolała i coraz bardziej zmęczona, smutek zamienił się w przygnębienie, które pozostało przy mnie już przez resztę dnia. Nawet wizyta u gimnastyka mi nie pomogła.
Tego wszystkiego dzisiaj było za dużo! Przestaję rozumieć sens takiej rehabilitacji. Jestem prawie załamana. W tej chwili mam tylko jedno pytanie - dlaczego muszę przechodzić przez to wszystko?
Poniedziałek 2004.12.06
To był ciężki dzień dla mnie. Zamiast w stolarni, wylądowałam w szklarni. Przesadzałyśmy hiacynty do doniczek, które potem ozdabiałyśmy świątecznymi akcesoriami. Przy tym zajęciu non stop stoi się przy stanowisku pracy z ciągle pochyloną głową . To była dla mnie prawdziwa tortura. Posykiwałam często z bólu i byłam zmuszona robić sobie niezliczoną ilość razy przerwy na rozprostowanie się i na ćwiczenia rozciągające. Bardzo się starałam wytrzymać do końca dniówki, ale niestety, nie udało mi się! Musiałam położyć się na sofie z odrzuconą w tył głową i tam już pozostałam.
Ból w całym ciele tak się nasilił, że nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Cierpiałam tak bardzo, że przestałam zwracać uwagę na tych wszystkich, którzy znajdowali się razem ze mną w pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy stamtąd wyszli.
Płynące z radia wiadomości uświadomiły mi, że to musi być godzina dwunasta i że wszyscy poszli na obiad. Podniosłam się powoli z sofy i dołączyłam do nich w stołówce.
Cała ja byłam jednym, wielkim bólem. Siedzenie przy stole sprawiało mi ogromną trudność. Jedzenie było przymusem. Tabletki przeciwbólowe zapomniałam w kieszeni kurtki w szatni. Żeby tylko być, stawało się coraz bardziej nieznośne, wierciłam się jakbym usiadła na mrowisku. To była prawdziwa męka. Byłam obolała i coraz bardziej zmęczona, smutek zamienił się w przygnębienie, które pozostało przy mnie już przez resztę dnia. Nawet wizyta u gimnastyka mi nie pomogła.
Tego wszystkiego dzisiaj było za dużo! Przestaję rozumieć sens takiej rehabilitacji. Jestem prawie załamana. W tej chwili mam tylko jedno pytanie - dlaczego muszę przechodzić przez to wszystko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz