Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




sobota, 5 października 2013

Prawdziwa męka

Wyjęte z pamiętnika
Poniedziałek 2004.12.06

To był ciężki dzień dla mnie. Zamiast w stolarni, wylądowałam w szklarni. Przesadzałyśmy hiacynty do doniczek, które potem ozdabiałyśmy świątecznymi akcesoriami. Przy tym zajęciu non stop stoi się przy stanowisku pracy z ciągle pochyloną głową . To była dla mnie prawdziwa tortura. Posykiwałam często z bólu i byłam zmuszona robić sobie niezliczoną ilość razy przerwy na rozprostowanie się i na ćwiczenia rozciągające. Bardzo się starałam wytrzymać do końca dniówki, ale niestety, nie udało mi się! Musiałam położyć się na sofie z odrzuconą w tył głową i tam już pozostałam.

Ból w całym ciele tak się nasilił, że nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Cierpiałam tak bardzo, że przestałam zwracać uwagę na tych wszystkich, którzy znajdowali się razem ze mną w pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy stamtąd wyszli.

Płynące z radia wiadomości uświadomiły mi, że to musi być godzina dwunasta i że wszyscy poszli na obiad. Podniosłam się powoli z sofy i dołączyłam do nich w stołówce.

Cała ja byłam jednym, wielkim bólem. Siedzenie przy stole sprawiało mi ogromną trudność. Jedzenie było przymusem. Tabletki przeciwbólowe zapomniałam w kieszeni kurtki w szatni. Żeby tylko być, stawało się coraz bardziej nieznośne, wierciłam się jakbym usiadła na mrowisku. To była prawdziwa męka. Byłam obolała i coraz bardziej zmęczona, smutek zamienił się w przygnębienie, które pozostało przy mnie już przez resztę dnia. Nawet wizyta u gimnastyka mi nie pomogła.

Tego wszystkiego dzisiaj było za dużo! Przestaję rozumieć sens takiej rehabilitacji. Jestem prawie załamana. W tej chwili mam tylko jedno pytanie - dlaczego muszę przechodzić przez to wszystko?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz