Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




sobota, 21 września 2013

A jednak coś się zmienia

Wyjęte z pamiętnika
Niedziela 2004.12.05

Dzisiejsza noc była równie ciężka co wczorajsza. Człowiek myśli, że można się przyzwyczaić do bólu, ale prawda jest taka, że ból to ból i w żaden sposób nie może się stać czyimś przyjacielem. Ból zawsze jest cierniem w ciele, z którym często ni jak można sobie poradzić. Cały czas próbuję się nauczyć żyć z nim w symbiozie, zaakceptować go, ponieważ wg lekarzy nigdy się go z ciała nie pozbędę.

Po kilku bardzo trudnych nocach z rzędu nie tylko można czuć się zmęczonym, ale jest się okrutnie zmęczonym i pozbawionym wszelkich sił. Mimo to dotrzymałam danego sobie wczoraj słowa i dokończyłam sprzątanie mieszkania, które zaczęłam wczoraj. Z trudem, ale zrobiłam to!

Cała ta sytuacja, w której się znalazłam jest beznadziejna – myślałam – ja jestem beznadziejna! To zajęło mi dwa dni, żeby posprzątać moje mieszkanie, a raczej mój dom. Coś niesamowitego! Ciągle musiałam robić sobie przerwy i rozciągać się. Podobnie jest teraz, gdy piszę ten dzienniczek. Nie mogę siedzieć zbyt długo w tej samej pozycji bo ból się odzywa, więc muszę co jakiś czas przerywać pisanie, wstawać i ćwiczyć/rozciągać się jak kot po drzemce. Muszę też trochę pospacerować po mieszkaniu zanim zacznę kontynuować spisywanie tego co robiłam, jak się przy tym czułam i jak znosił to mój organizm? Zaczynam mieć tego dosyć. Po co to wszystko!? Całe to pisanie psu na budę jest chyba potrzebne! ........... ?? Hmm!?

A jednak! Jednak coś się dzięki tej mojej pisaninie zmienia - we mnie! Mentalnie czuję się o wiele silniejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz