Jesienny spacer to kąpiel dla duszy w całej gamie barw. Oczyszcza wnętrze swoim kolorowym ciepłem, mimo często niskiej już temperatury. Szczególnie z samego rana, gdy cywilizacja jeszcze śpi, gdy cisza przed wschodem słońca pozwala słyszeć własne myśli. Przeżywam to każdego dnia już od jakiegoś czasu i za każdym razem jednakowo mocno i dogłębnie. Zachwycam się otaczającym mnie świtem, sprzyjającym rozważaniom na różne tematy.
Gdy jeszcze jest ciemno wsiadam na rower i jadę do centrum miasta, skąd prowadząc rower obok, wracam pieszo do domu, za każdym razem obierając inną do niego drogę. Obserwuję moment, w którym noc kładzie się do snu, a wstaje nowy dzień. Jak powoli jesienne kolory nabierają mocy, stają się wyraźne i zachęcające do porannego spaceru.
Ludzie powoli wysypują się ze swoich domowych pieleszy,
spieszą się do swoich codziennych zajęć gdzieś tam poza domem. Często są jeszcze zaspani, ziewający, tak jakby strząsali z siebie resztki nagle przerwanego dzwoniącym budzikiem snu. Niektórzy dopinają kurtki, inni przeżuwając resztki kanapki lub dopijając kawę w plastikowych kubkach, kończą swoje śniadanie po drodze. Ciągle się spieszą! Jedni idąc szybkim krokiem, inni jadąc na rowerach, jeszcze inni czekając na przystankach autobusowych spoglądają nerwowo na swoje komórki. Jestem pewna, że patrzą na zegarki. Ciekawa jestem, czy w takich momentach dostrzegają świat ich otaczający, czy tylko znajdują się w nim jakby przypadkowo, jakby przeskakiwali przez chwilki swojego zycia jak krótkodystansowiec w biegu przez płotki? Skoncentrowani jedynie na jak najszybszym osiągnięciu celu.
Jeszcze nie tak dawno sama byłam taka zabiegana, wpatrzona jedynie w cel, nie widząca niczego wokół. Nie dostrzegająca przemijających chwilek, z których składa się życie, nie czująca w nich własnej obecności, nie istniejąca. Tak jakbym chciała prześcignąć czas, jakbym chciała wygrać z nim wyścig - tylko o co i po co?
Poranek do poranku nie jest podobny. Raz dzień wstaje słońcem, raz mgłą, innym razem deszczem.
Mam uczucie jakbym to wszystko tak naprawdę przeżywała po raz pierwszy, jakbym dopiero teraz odnalazła oczy, uszy i siebie w otaczającym mnie świecie. To co widzę, słyszę i odczuwam zachwyca mnie.
Idąc obok roweru rozmyślam o tym wszystkim, ciesząc się w duchu, że nie spóźniłam się na swoje własne życie, mimo wielu przeszkód i trudności napotykanych po drodze. Żal mi tylko tych wszystkich, zabieganych ludzi. Może jak ja, muszą wpierw wejść w przysłowiową ścianę, by zacząć rozumieć, co w życiu człowieka jest najważniejsze - myślałam - by przewartościować sens swojego istnienia i obrać ten właściwy cel, do którego warto jest zmierzać? Hmm!? Nie dziwię się jednak nikomu i niczemu. Świat dzisiaj wygląda tak, jak wygląda! Aby żyć trzeba pracować. Pracując nie mamy już często czasu na nic więcej. Praca pochłania tak ogromną jego część.
Co ze mną? Jakim cudem ja znajduję czas na zachwycanie się życiem jednocześnie pracując?
Odpowiedź jest prosta - przewartościowałam swoje życie. Dopasowałam nie siebie do pracy, ale pracę do siebie, do moich własnych, prawdziwych potrzeb i możliwości. Traktuję pracę jak dodatek do życia, a nie jak jego sens.
Po moim odrodzeniu się zrozumiałam co w życiu ma prawdziwą i największą wartość, w moim życiu. Od tego też momentu nikomu nie pozwalam wmawiać mi, co dla mnie jest najlepsze? Odpowiedź na to pytanie ja sama znam najlepiej i tego się trzymam ponieważ zauważyłam, że wszystko co w życiu jest najlepsze, najpiękniejsze, warte zachodu, jest za darmo. Świadomość tego pozwala mi żyć bez długów, a więc być prawdziwie wolnym człowiekiem. Pracując dla siebie, a nie na banki, znajduję wiele czasu i możliwości by w pełni cieszyć się życiem, delektować się nim. To nie pieniądz rządzi mną, ale odwrotnie.
Mam takie same potrzeby jak inni ludzie, ale zrozumiałam, że nie muszę mieć wszystkiego od razu,
że opłaca się czekać na spełnianie swoich marzeń bez stresu. Opłaca się zmierzać do ich spełnienia powoli. Lepiej wtedy smakują, bo są moim osiągnięciem a nie tylko kupionym na kredyt złudzeniem, po którym dostaje się w końcu jedynie zgagę. Dzisiejszy świat stanowczo za bardzo się spieszy!
Ja wolę płacić tylko własne rachunki, a nie pracować na rachunki w przepychu żyjących bankierów. Niech sobie żyją w przepychu, nic mi do tego, byle nie moim kosztem, nie kosztem MOJEGO zdrowia.
Gdy jeszcze jest ciemno wsiadam na rower i jadę do centrum miasta, skąd prowadząc rower obok, wracam pieszo do domu, za każdym razem obierając inną do niego drogę. Obserwuję moment, w którym noc kładzie się do snu, a wstaje nowy dzień. Jak powoli jesienne kolory nabierają mocy, stają się wyraźne i zachęcające do porannego spaceru.
Ludzie powoli wysypują się ze swoich domowych pieleszy,
spieszą się do swoich codziennych zajęć gdzieś tam poza domem. Często są jeszcze zaspani, ziewający, tak jakby strząsali z siebie resztki nagle przerwanego dzwoniącym budzikiem snu. Niektórzy dopinają kurtki, inni przeżuwając resztki kanapki lub dopijając kawę w plastikowych kubkach, kończą swoje śniadanie po drodze. Ciągle się spieszą! Jedni idąc szybkim krokiem, inni jadąc na rowerach, jeszcze inni czekając na przystankach autobusowych spoglądają nerwowo na swoje komórki. Jestem pewna, że patrzą na zegarki. Ciekawa jestem, czy w takich momentach dostrzegają świat ich otaczający, czy tylko znajdują się w nim jakby przypadkowo, jakby przeskakiwali przez chwilki swojego zycia jak krótkodystansowiec w biegu przez płotki? Skoncentrowani jedynie na jak najszybszym osiągnięciu celu.
Jeszcze nie tak dawno sama byłam taka zabiegana, wpatrzona jedynie w cel, nie widząca niczego wokół. Nie dostrzegająca przemijających chwilek, z których składa się życie, nie czująca w nich własnej obecności, nie istniejąca. Tak jakbym chciała prześcignąć czas, jakbym chciała wygrać z nim wyścig - tylko o co i po co?
Poranek do poranku nie jest podobny. Raz dzień wstaje słońcem, raz mgłą, innym razem deszczem.
Mam uczucie jakbym to wszystko tak naprawdę przeżywała po raz pierwszy, jakbym dopiero teraz odnalazła oczy, uszy i siebie w otaczającym mnie świecie. To co widzę, słyszę i odczuwam zachwyca mnie.
Idąc obok roweru rozmyślam o tym wszystkim, ciesząc się w duchu, że nie spóźniłam się na swoje własne życie, mimo wielu przeszkód i trudności napotykanych po drodze. Żal mi tylko tych wszystkich, zabieganych ludzi. Może jak ja, muszą wpierw wejść w przysłowiową ścianę, by zacząć rozumieć, co w życiu człowieka jest najważniejsze - myślałam - by przewartościować sens swojego istnienia i obrać ten właściwy cel, do którego warto jest zmierzać? Hmm!? Nie dziwię się jednak nikomu i niczemu. Świat dzisiaj wygląda tak, jak wygląda! Aby żyć trzeba pracować. Pracując nie mamy już często czasu na nic więcej. Praca pochłania tak ogromną jego część.
Co ze mną? Jakim cudem ja znajduję czas na zachwycanie się życiem jednocześnie pracując?
Odpowiedź jest prosta - przewartościowałam swoje życie. Dopasowałam nie siebie do pracy, ale pracę do siebie, do moich własnych, prawdziwych potrzeb i możliwości. Traktuję pracę jak dodatek do życia, a nie jak jego sens.
Po moim odrodzeniu się zrozumiałam co w życiu ma prawdziwą i największą wartość, w moim życiu. Od tego też momentu nikomu nie pozwalam wmawiać mi, co dla mnie jest najlepsze? Odpowiedź na to pytanie ja sama znam najlepiej i tego się trzymam ponieważ zauważyłam, że wszystko co w życiu jest najlepsze, najpiękniejsze, warte zachodu, jest za darmo. Świadomość tego pozwala mi żyć bez długów, a więc być prawdziwie wolnym człowiekiem. Pracując dla siebie, a nie na banki, znajduję wiele czasu i możliwości by w pełni cieszyć się życiem, delektować się nim. To nie pieniądz rządzi mną, ale odwrotnie.
Mam takie same potrzeby jak inni ludzie, ale zrozumiałam, że nie muszę mieć wszystkiego od razu,
że opłaca się czekać na spełnianie swoich marzeń bez stresu. Opłaca się zmierzać do ich spełnienia powoli. Lepiej wtedy smakują, bo są moim osiągnięciem a nie tylko kupionym na kredyt złudzeniem, po którym dostaje się w końcu jedynie zgagę. Dzisiejszy świat stanowczo za bardzo się spieszy!
Ja wolę płacić tylko własne rachunki, a nie pracować na rachunki w przepychu żyjących bankierów. Niech sobie żyją w przepychu, nic mi do tego, byle nie moim kosztem, nie kosztem MOJEGO zdrowia.
Dziekuje za inspiracje!
OdpowiedzUsuńLudzie dzisiejszego czasu, w tak zwanym technologicznym swiecie zakopali gdzies gleboko, zaasfaltowali i przebudowali swoje naturalne instynkty, a razem z nimi pogrzebali swoj prawdziwy cel. Polegaja na technologii do tego stopnia ze zapomnieli o wlasnych zdolnosciach, Stracili je razem z nowoczesnoscia.
Co to znaczy byc czlowiekiem, byc czescia natury? Co to znaczy zyc? Jak patrze na to wydaje mi sie ze ludzie nie sa swiadomi. Nic dziwnego ze coraz wieciej ludzi (szczegolnie na zachodzie) maja problemy psychiczne, ludzie zyja przeciw tego co dla nich jest naturalne. A pieniadz to narzucona czastka swiata technologicznego, ktora oddala nas co raz bardziej od naszego oryginalnego ludzkiego celu ktorym moim zdaniem jest jednosc. Jednosc w formie rodziny i w wiekszej formie jakim jest spoleczenstwo. A kto na tym najbardizej traci? Nasze dzieci, bo kazde nowe pokolenie jakby sie oddalalo ciut wiecej od natury czlowieka. I to jest niszczycielskie dla naszego gatunku.
Czas wyjac lopaty i odkopac to czym dla nas ludzi jest naturalne, czas odkopac orginal czlowieczenstwa! Niech kazdy z nas zaczyna wykop archeologiczny!
Oj rozkrecil mnie twoj wpis.
Pozdrawiam
Paulina
Dziękuję Ci Paulinko za miłe słowa i cieszę się, że to o czym piszę na tym blogu inspiruje kogoś. O to mi właśnie chodzi. Chcę pokazać podobnie do mnie walczącym z jakąś chorobą desperatom, że ich walka warta jest każdego wysiłku, że wysiłek ten się opłaci z czasem, że wytrwałość, pozytywne nastawienie i myślenie połączone z wiarą mogą naprawdę czynić cuda jeżeli chodzi o zdrowienie, a później o zachowanie odzyskanego zdrowia.
UsuńTak!?............... Hmm!? Tak sobie myślę, że nowoczesność wcale nie musi oznaczać odrzucania doświadczeń naszych przodków. Te dwie rzeczy można ze sobą połączyć i czerpać z nich wiele dobrego. Problemem jednak jest to, moim zdaniem, że nowoczesność rozleniwia człowieka i tak jak piszesz zamiast więcej ufać swoim zdolnościom, polega on na technologii i chemii. Zamiast odrobinę wysiłku i przebywania na świeżym powietrzu, co zgodne jest z człowieka naturą, wybiera on dzisiaj wygodę i siedzenie w domu przed TV. Zamiast szukać towarzystwa realnych ludzi, zatapia się w wirtualny, nierzeczywisty świat i stąd później jego problemy psychiczne i emocjonalne. Izolacja nigdy nie była czymś dobrym dla człowieka. Niestety, natury nie można oszukać i dlatego prędzej, czy później człowiek musi zapłacić wysoką cenę za swoją ignorancję faktu, że sam jest częścią natury.
Podzielam również Twoje zdanie jeżeli chodzi o prawdziwy cel życia człowieka. Podobnie jak Ty myślę, że naturalnym jest dla niego życie w gromadzie, jedność rodzinna i społeczna, obcowanie z naturą a nie życie w odosobnieniu. Też martwię się o nasze przyszłe pokolenia.
Serdeczności wszelkie w Twoją stronę przesyłam i życzę jeszcze więcej inspiracji do prowadzenia prawdziwego, wartościowego i zdrowego życia. I nie zapomnij dzielić się nimi ze mną. Każda Twoja myśl jest mile widziana tu przeze mnie.
Karolina
Trudno jest sie nie zgodzic z Toba I z Paulina. Tylko wiecie co? Dzisiaj ludzie tak nie mysla. Kasa rzadzi I zeby zyc trzeba ja zdobywac. Na zachwyty natura nie ma ani czasu, ani ochoty. Rzeczywistosc jest brutalna!
OdpowiedzUsuńM
I to jest smutne Anonimie M.
UsuńPozdrawiam
Karolina