Wyjęte z pamiętnika
sobota 2004.12.04
To była długa, bezsenna noc. Nie mogłam leżeć, siedzieć, a i nocny spacer po mieszkaniu sprawiał mi wiele trudności. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Byłam wykończona. Przeciwbólowe jakby nie działały. Na koniec wreszcie ok. piątej nad ranem zasnęłam żeby znowu się obudzić o ósmej. Wyszłam z moją suczką na spacer w nadziei, że się wzmocnię zażywając ruchu na świeżym powietrzu. Po spacerze próbowałam sprzątać mieszkanie. Mój mąż był w pracy, a ja myślałam, że uda mi się posprzątać dom zanim on z niej wróci. Niestety! Nie udało się! Zdążyłam zaledwie powycierać kurze i nic więcej. Wstydziłam się tego, gdy wrócił do domu. Niepotrzebnie!
On jest niesamowity w okazywaniu mi docenienia za każdą odrobinę, którą jestem w stanie zrobić i robi wszystko by mi okazać, jak dużo to dla niego znaczy i jak wiele jestem dla niego warta. Prawdziwa ze mnie szczęściara, że mam takiego mężczyznę obok siebie. Nawet nie wie ile to dla mnie znaczy i jak silną jest motywacją dla mnie do walki z chorobą. Jeżeli kiedyś odzyskam zdrowie, to będzie to również i jego ogromną zasługą.
Szybko przygotował obiad, nakrył ładnie do stołu, zapalił świece. Piękna muzyka wypełniła mieszkanie. Jedząc rozmawialiśmy na każdy możliwy temat. Zawsze mamy o czym rozmawiać, nigdy się ze sobą nie nudzimy. Zapomniałam o swoich dolegliwościach, o powolności, która mnie z ich powodu dopadła dzisiaj, o wstydzie, że taka ze mnie nieudacznica. Po tak wielu latach razem, mój mąż ciągle potrafi mnie zaskakiwać i sprawiać, że mimo przeciągającej się niedyspozycji czuję się piękna i atrakcyjna, czuję się normalna. I jak mogłabym go nie kochać? To jest niemożliwe! On jest nie tylko moim mężem, ale i najlepszym przyjacielem. Takim na dobre i na złe. Teraz, gdy się rozchorowałam widzę to jeszcze wyraźniej. Naprawdę mam ogromne szczęście, że go mam.
Postaram się jutro dokończyć sprzątanie choćby nie wiem co! Postaram się wyzdrowieć nie tylko dla siebie, ale i dla niego, dla nas. Resztę tego cudownego dnia spędziliśmy razem w towarzystwie naszego psa słuchając pięknej muzyki i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Czułam jak przybywa mi sił i woli do walki. Przecież mam dla kogo żyć.
sobota 2004.12.04
To była długa, bezsenna noc. Nie mogłam leżeć, siedzieć, a i nocny spacer po mieszkaniu sprawiał mi wiele trudności. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Byłam wykończona. Przeciwbólowe jakby nie działały. Na koniec wreszcie ok. piątej nad ranem zasnęłam żeby znowu się obudzić o ósmej. Wyszłam z moją suczką na spacer w nadziei, że się wzmocnię zażywając ruchu na świeżym powietrzu. Po spacerze próbowałam sprzątać mieszkanie. Mój mąż był w pracy, a ja myślałam, że uda mi się posprzątać dom zanim on z niej wróci. Niestety! Nie udało się! Zdążyłam zaledwie powycierać kurze i nic więcej. Wstydziłam się tego, gdy wrócił do domu. Niepotrzebnie!
On jest niesamowity w okazywaniu mi docenienia za każdą odrobinę, którą jestem w stanie zrobić i robi wszystko by mi okazać, jak dużo to dla niego znaczy i jak wiele jestem dla niego warta. Prawdziwa ze mnie szczęściara, że mam takiego mężczyznę obok siebie. Nawet nie wie ile to dla mnie znaczy i jak silną jest motywacją dla mnie do walki z chorobą. Jeżeli kiedyś odzyskam zdrowie, to będzie to również i jego ogromną zasługą.
Szybko przygotował obiad, nakrył ładnie do stołu, zapalił świece. Piękna muzyka wypełniła mieszkanie. Jedząc rozmawialiśmy na każdy możliwy temat. Zawsze mamy o czym rozmawiać, nigdy się ze sobą nie nudzimy. Zapomniałam o swoich dolegliwościach, o powolności, która mnie z ich powodu dopadła dzisiaj, o wstydzie, że taka ze mnie nieudacznica. Po tak wielu latach razem, mój mąż ciągle potrafi mnie zaskakiwać i sprawiać, że mimo przeciągającej się niedyspozycji czuję się piękna i atrakcyjna, czuję się normalna. I jak mogłabym go nie kochać? To jest niemożliwe! On jest nie tylko moim mężem, ale i najlepszym przyjacielem. Takim na dobre i na złe. Teraz, gdy się rozchorowałam widzę to jeszcze wyraźniej. Naprawdę mam ogromne szczęście, że go mam.
Postaram się jutro dokończyć sprzątanie choćby nie wiem co! Postaram się wyzdrowieć nie tylko dla siebie, ale i dla niego, dla nas. Resztę tego cudownego dnia spędziliśmy razem w towarzystwie naszego psa słuchając pięknej muzyki i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Czułam jak przybywa mi sił i woli do walki. Przecież mam dla kogo żyć.
Tylko pogratulowac takiego meza. Prawdziwa szczesciara z ciebie kobieto.
OdpowiedzUsuńM
Dziękuję!
UsuńRóżnie to czasami bywa, jak w każdym małżeństwie, ale podczas mojej choroby nie zawiódł mnie. Był moim prawdziwym wsparciem. Ponoć prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, mężów chyba też. :D
Pozdrawiam Cię M
Karolina