Wstęp


Wejście w ścianę było punktem zwrotnym w moim życiu. Od tego momentu już nic w nim nie było takie jak przedtem. Najpierw ogromna depresja uczyniła ze mnie chodzące zombie, potem okres powolnego wracania do zdrowia uświadamiał mi coraz bardziej, co w życiu jest najważniejsze? Dwa lata i osiem miesięcy wyszarpnięte z życia, które jednak, jak się później okazało, nie były dla mnie czasem straconym. Nie tylko odzyskałam zdrowie ale wyszłam z tego największego w moim życiu kryzysu wzmocniona zgodnie z zasadą że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dokładnie tak się stało w moim przypadku.

Największą rolę w moim zdrowieniu odegrała właśnie natura w szerokim tego słowa znaczeniu. W chwilach przebłysków spisywałam to co czułam w danym momencie w moim pamiętniku, później w podobnych chwilach odczytywałam moje myśli określające najgłębsze odczucia i płakałam, płakałam, płakałam. W końcu nie było już łez, był smutek, po nim przyszedł spokój a na koniec pierwszy po kilkudziesięciu miesiącach uśmiech. Najbliżsi byli moim wsparciem, najlepsza przyjaciółka powiernicą, mój pies towarzyszem na długich spacerach, Bóg opoką, a rozmowa z nim terapią najwyższej jakości.

To doświadczenie przymusiło mnie niejako do studiowania siebie samej, wsłuchiwania się w to co mówi mi mój własny organizm i stawiania jego potrzeb na pierwszym miejscu. Na nowo polubiłam siebie i mogłam rozpocząć walkę o powrót do zupełnego zdrowia. Podstawą do tego było zdobywanie szerokiej wiedzy z zakresu dbania o zdrowie i zapobiegania nie pożądanym dolegliwością rożnymi metodami najczęściej mającymi związek z naturą i ruchem fizycznym. Dzisiaj chcę się dzielić moimi doświadczeniami i wiedzą z każdym kto tego chce.




poniedziałek, 9 grudnia 2013

Wapń

Wyjęte z Kalendarza Uzdrowiciela 2001

W organizmie człowieka występuje ok. 1200 g tego pierwiastka, przy czym 98% w kościach jako fosforan wapniowy.

Wapń oprócz swojego ogromnego udziału w tworzeniu kości, wpływa na krzepnięcie krwi, reguluje pracę serca, działa przeciwuczuleniowo.

Zmiana ilości tego pierwiastka może być spowodowana nadczynnością przytarczyc. Niedobory występują przy krzywicy, w okresie szybkiego wzrostu u dzieci, w ciąży, w zrzeszotnieniu kości.

Przedawkowanie wapnia jest niebezpieczne przy niewydolności nerek i kamicy układu moczowego. Podawanie wapnia musi być konsultowane z lekarzem.

Więcej na temat wapnia tu


piątek, 6 grudnia 2013

Eliksir na zdrowe gardło zimą

Mój domowy, zaprzyjaźniony z rodziną lekarz zawsze na moje chore gardło „przepisywał” mi zimną oranżadę, szczególnie zimą. Uśmiechał się filuternie szelma i sięgając do lodówki w swoim gabinecie, wyjmował z niej butelkę i napełniając szklankę zimnym napojem mówił: „No Karolina! Po tym eliksirze będziesz zdrowa jak rydz!” – podawał mi szklankę i dodawał: „Wypij to jednym duszkiem!”. I wiecie co? Naprawdę pomagało! :D

Dzisiejsza nauka potwierdza jego pewność co do stosowanej metody. Tu

poniedziałek, 25 listopada 2013

Pozytywne myślenie i uśmiech wracają do mnie.

Wyjęte z pamiętnika
Czwartek 2004.12.09

Wczoraj byłam bardzo zmęczona, pełna bólu i przygnębiona, jednym słowem mówiąc – wykończona! Wiele nocy z rzędu źle przespanych, uciążliwe zajęcia w ośrodku rehabilitacyjnym, nowe znajomości i związane z tym przeżycia plus nieustanny ból w całym ciele to stanowczo za wiele, nawet jak dla mnie. Potrzebowałam porządnego odpoczynku, dlatego byłam zmuszona zażyć nie tylko przeciwbólową, ale i nasenną medycynę, czego staram się raczej unikać. Mus to jednak mus. Aby mój organizm chociaż trochę mógł się zregenerować potrzebowałam snu i to całą noc bez przerwy. Udało się! Spałam! Kiedy obudziłam się rano, czułam się lepiej, a moje pozytywne myślenie i uśmiech wróciły do mnie i już cały dzień zarówno w pracy, jak i w domu mnie nie opuszczały.

Z bólem muszę żyć i jedyne co mogę z tym fantem zrobić, to nauczyć się współżyć z tym intruzem w moim ciele najlepiej jak potrafię, nieustannie podejmując różne próby w zwalczaniu go, chętnie bez przeciwbólowych pastylek. Nie mogę dopuścić do tego, by ból zawładnął całym moim życiem i sparaliżował mnie kompletnie. Walczę więc i każde najdrobniejsze nawet zwycięstwo w pokonywaniu tej mojej słabości motywuje mnie do jeszcze większego wysiłku i szukania sposobów by sobie samej pomóc. Dzięki zaangażowaniu i pomocy moich nowych znajomych w pracy, każdego dnia znajduję nowe rozwiązania mojego problemu.

Już jestem pewna, że najlepszym sposobem na nokautowanie moich ograniczeń jest zastąpienie monotonii ruchów ich urozmaiceniem i przeplataniem krótkimi przerwami na odpoczynek, bądź ćwiczenia rozciągające. Przede mną ciągle jeszcze dużo pracy, ale wiem, że z moim wrodzonym uporem dam radę. Muszę pokonać moją słabość! Jestem to winna przede wszystkim sobie. I tego się trzymam!

Jednym z dzisiejszych zajęć był spacer po lesie razem z jeszcze dwiema osobami. Nie tylko szliśmy, ale też zbieraliśmy znalezione śmieci po drodze. Cel był jeden – obserwacja przez te dwie osoby moich ruchów i tego jak sobie radzę w zróżnicowanym terenie. Spacer zawsze dobrze mi robi. To jest dobra gimnastyka dla całego ciała i cudowny mentalny odpoczynek.

Różnorodność ruchów w moim przypadku jest jak oddychanie. Człowiek oddycha, nie myśląc o tym, że to robi. Ja wykonując jakąś pracę muszę się nauczyć zmienności ruchów nie myśląc o tym, że to robię. To musi stać się moim bezwiednym odruchem, zharmonizować się z moimi możliwościami, by nie ograniczało mnie w niczym, musi stać się dla mnie czymś swobodnym i niezauważalnym tak jak oddychanie. Jak to zrobię? Prawdę mówiąc - nie wiem! Jestem jednak pewna, że gdy się tego nauczę, to zacznę na powrót lepiej sobie radzić w życiu, a wtedy mój powrót do pracy zawodowej będzie możliwy. Przynajmniej mam taką nadzieję. Hmm ... ?
Muszę to sprawdzić! Na kim, jak nie na samej sobie?

sobota, 16 listopada 2013

Rozkładając ręce pytam samą siebie – co dalej?

Znowu mnie dopadł! Znowu obezwładnia i przygniata do ziemi. Mój smutek. Dosięgnął mnie po raz nie wiem już który. Znęca się nade mną bezlitośnie, biczuje, szarpie mną i wstrząsa na przemian. Nic nie jest w stanie mnie dzisiaj pocieszyć. Nawet mój niewytłumaczalny optymizm nie znajduje drogi do mnie. Zamknęłam moje wnętrze przed nim, chcę spojrzeć prawdzie w oczy, chcę rozpleść jej warkocze i uwolnić z pętli każdą jej strunę.

Szukam wyjaśnień, których nie znajduję, bo ich nie ma. Utkwiły gdzieś po drodze mojej męki i wtopiły się w szarość dnia powszedniego. Nie mogę w nich odnaleźć siebie. Nie mam z nimi nic wspólnego, a one ze mną, bo mnie w nich nie ma i nigdy nie było. Nikt nie jest winny mojemu położeniu, jedynie ja sama i to jest prawda, okrutna i bezlitosna. Jej szyderczy śmiech powala mnie z nóg i kopie, i kopie, i kopie .. . To kara za to, że nie liczyłam się sama z sobą, że zapomniałam o własnym istnieniu. Dając z siebie zapomniałam brać, zapomniałam, że moje potrzeby są nie mniej ważne. Dzisiaj stoję sama przed sobą i rozkładając ręce pytam samą siebie – co dalej?

Wydawało mi się, że jestem taka silna, że wszystko zniosę i to nie tylko za siebie, ale i za tych, których kocham. Jakże się myliłam! Jak bardzo byłam zarozumiała i pewna siebie. Wyć mi się chce z rozpaczy nad moim własnym ja, nad moim ofiarowaniem siebie, swoich marzeń i ideałów, mojego życia tak do końca i bez reszty, nie żądając nic w zamian. Kim dzisiaj jestem? Czyżby tylko wyschniętym źródłem? Czy AŻ spełnioną matką i żoną mającą wiele powodów do dumy ... ? Gdzie w tym wszystkim jestem ja jako indywiduum?

Miłość nie może być głupia, a tym bardziej ślepa. Taka miłość nie jest dobra, bo zabiera wszystko kochającemu nią, ograbia go z własnego jego życia. Czyżbym żałowała czasu, który dla mnie minął bez powrotnie? Czyżbym żałowała moich niesamolubnych decyzji ... ? Nie może być! Prawda wtedy byłaby nazbyt okrutna i nie do zniesienia.

Czyż nie spełniamy się w innych? Czyż nie otwieramy drogi do sukcesu tym, których kochamy zapominając siebie dla nich? Czyż ich sukcesy nie są wtedy i naszymi sukcesami? Jeżeli tak, to skąd ten niedosyt we mnie, to uczucie niespełnienia i osobistej porażki?

sobota, 9 listopada 2013

Dla diabetyków

Chorzy na cukrzycę powinni oczywiście być obowiązkowo pod opieką lekarską, co nie znaczy, że leczenia tego nie można wspomagać domowymi sposobami. Kilka domowych recept na regulowanie poziomu cukru to:

- codzienne spożywanie ½ cebuli (na kanapkach, w sałatkach, jak kto woli),
- odrobina cynamonu (na czubku łyżeczki do herbaty) dodana do filiżanki kawy, bądź też do sałatki owocowej,
- ½ szklanki soku ze świeżej kapusty wypijana na czczo lub między posiłkami,
- oczyszczająca kąpiel. Jak i z czego ją przygotować? Bierzemy:

- 100g czarnej jagody,
- 100g pokrzywy,
- 100g strąków fasoli,
- 100g dziurawca.

Wszystkie składniki wymieszać i parzyć w temperaturze wrzenia ok. 10-15 minut. Przygotowany wywar wlać do wanny z wodą po czym zanurzyć się w niej na 20 minut. Kąpiel brać najlepiej przed snem. Życzę powodzenia. :D

piątek, 8 listopada 2013

Pamiętaj o wodzie

Woda nie tylko urody nam doda, ale przedłuża też nasze życie. Bez jedzenia, człowiek może wytrzymać nawet i siedem dni, ale bez wody jest to nie możliwe. Góra 3 – 5 dni w zależności od szybkości z jaką utrata wody następuje. Stanowi ona od 60-70% wagi ludzkiej w zależności od wieku.

Tylko w ciągu jednego dnia i to w normalnych warunkach tracimy z organizmu ok. dwóch litrów wody, którą to utratę należy ciągle uzupełniać. Dlaczego jest to takie ważne? Ponieważ niedobór wody w organizmie doprowadza do zgęstnienia krwi, a co za tym idzie do problemów z krążeniem. Poza tym gdy wypijamy zbyt mało wody poszczególne komórki naszego organizmu nie mogą się oczyszczać z produktów przemiany materii, nasze zdolności umysłowe też bardzo się wtedy osłabiają, odczuwamy zmęczenie. Często ból głowy wywołany jest nadmiernym odwodnieniem. Wystarczy wtedy zamiast przeciwbólowych pastylek wypić po prostu szklankę wody i odczekać chwilę, a ból minie. Więcej na temat ważności wody w naszym organizmie tu 

czwartek, 7 listopada 2013

Wyjęte z pamiętnika

Środa 2004.12.08

Dzisiaj jestem tak wykończona, że nie mam ochoty na nic. W głowie mam kompletną pustkę. Chcę tylko spokoju. Nie ma mnie, nie istnieję! Jest tylko mój ból i okrutne zmęczenie.

czwartek, 31 października 2013

Obudziłam się żeby spać

Zanim weszłam w przysłowiową ścianę kręciłam się przez życie jak szalona. Wszystko i wszyscy byli ważniejsi ode mnie. Tak bardzo chciałam ze wszystkim zdążyć, tak bardzo chciałam mieć wszystko na ostatni guzik zapięte i aby wszyscy których kocham byli szczęśliwi, że nie myślałam o sobie, o tych nawet najbardziej podstawowych moich potrzebach, jak chociażby SEN. Spałam zaledwie trzy/cztery godziny na dobę. I w końcu dostałam porządnego od życia kopa. Obudziłam się między innymi po to, żeby SPAĆ. Dziwne - prawda? :D

Tak to jednak czasami bywa, szczególnie w życiu kobiet - gdy kochają, to często bez pamięci o sobie. Mąż, dzieci, rodzina, praca, dom wypełniają cały ich czas. Nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że w tym wszystkim znajdziemy również miejsce dla samej siebie i zadbamy o to, by mieć te swoje pięć minut na oddech.

Obudziłam się po to, żeby spać. Tak, sen jest człowieka przyjacielem. Zrozumiałam to nazbyt późno. Jednak lepiej późno niż wcale. W czasie snu nie tylko odpoczywamy, ale całe nasze ciało się regeneruje. Sen pomaga nam również w zachowaniu właściwej wagi. Człowiek wypoczęty to człowiek zdrowszy, silniejszy, weselszy, dłużej zachowujący młodość i przede wszystkim bardziej kreatywny. Warto jest więc zadbać o to, by się dobrze wysypiać każdej nocy, by nasz sen trwał nie mniej niż 7 godzin bez przerwy, chociaż i to zależy od naszych osobistych potrzeb. Jedni z nas potrzebują mniej snu, inni więcej, jednak dla zachowania dobrego zdrowia nie powinien on być krótszy niż 6, ani dłuższy niż 8 godzin. Tu

poniedziałek, 28 października 2013

Jesień po kąpieli w deszczu.

Nie używa ręcznika. Lubi schnąć powoli i w między czasie przeglądać się w kałużach jak w lusterku. Zaskoczona swoim pięknem nie może wyjść z podziwu. Taka mała z niej Narcyz(ka). Nie przeszkadza mi to jej samouwielbienie, w końcu naprawdę jest piękna. Jej nie przeszkadza to, że ją podglądam bawiąc się w paparazzi. Świetnie się zgadzamy ze sobą. Ja mimo wszystko nie jestem natrętna, ona chętnie pokazuje mi swoją urodę i "prywatność", pozuje do zdjęć jak najprzedniejsza modelka. Zresztą sami popatrzcie.




 

Chabry

Czy jest ktoś, kto nigdy nie widział chabrów?

Są to przepiękne kwiaty rosnące w zbożach, zwykłe chwasty! A jednak nie tak całkiem zwykłe. Chabry są kwiatami leczniczymi.

Bogate są nie tylko pięknym, delikatnym wyglądem, ale i swoją zawartością. Knicyna, glikozydy, cichoryna, heterozyd i sole mineralne, duża zawartość potasu, manganu oraz garbników i witaminy C, to skarby zawarte w chabrach. Ziele to stosowane jest przy chorobach nerek i dróg moczowych ponieważ działa moczopędnie i przeciwzapalnie. Jest świetnym środkiem pomagającym szczególnie w zapaleniu dróg moczowych przebiegającym z obrzękami.

Chabry to również środek działający żółciopędnie. W medycynie ludowej był stosowany przy chorobach wątroby i złej przemiany materii. Jako środek przeciwzapalny można go również z powodzeniem stosować podczas zapalenia spojówek i błon śluzowych.
Więcej przeczytasz tu

piątek, 25 października 2013

Witamina PP

Inaczej nazywana jest niacyną. Bierze ona udział w procesach utleniania tkankowego. Wpływa na rozszerzenie naczyń krwionośnych przez co obniża ciśnienie krwi. Jest bardzo pomocna w leczeniu schorzeń skóry, miażdżycy, błon śluzowych, układu nerwowego, stwardnienia rozsianego i zapalenia nerwu trójdzielnego.

Niedobór tej witaminy skutkuje zachorowaniem na pelagrę, chorobę powodująca zapalenie skóry, błon śluzowych przewodu pokarmowego i powoduje zmiany w ośrodkowym układzie nerwowym.

Dużą ilość niacyny (PP) zawiera drób, chude mięso, nerki, wątroba i oczywiście ryby. Poza tym warto jeść pomidory, sałatę, zielone liście innych warzyw, orzechy, drożdże i chleb razowy, które są bogatymi źródłami tej witaminy. Dzienne zapotrzebowanie na witaminę PP wynosi 15 mg.
Więcej przeczytaj tu 

czwartek, 24 października 2013

Kwiaty w ogrodzie Pani Jesieni.

Białe, różowe, których nawet nazwy nie znam.









             Żółty, spóźniony irys,






















gdzie indziej wrzos uśmiecha się fioletem do małych chyba chryzantem.

Tutaj inne cudne dzieło natury spogląda zdziwione na coś puchatego, co udaje owcze runo.

























                                                                                      

Przekwitłe mlecze, ziewająca koniczyna.
 
















Skąpane w bieli rusałki w niezbyt udanej roli bawełny.














A tu spaghetti oplatające swoją łodygę źle imitując cukrową watę na patyku.





Na koniec języki ognia odbierające człowiekowi mowę swym niepowtarzalnym pięknem.

Jesienny spacer Słońca w lesie

Po prostu muszę wam to pokazać. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak! Sami popatrzcie.

Podglądając Słońce zapomniałam, że ono również mnie podgląda. :D


















                              
                                                   
                                                                                                                    Tutaj potyka się o kamień.
                                                                                                        
Bawi się w chowanego.























Muska swymi ciepłymi jeszcze promieniami drogę po której idę ja i ono.

Tutaj najzwyczajniej zatańczyło sobie.


Nieco zmęczone ciut przygasło.


Jednak po krótkiej chwili jaśnieje w kolejnym zachwycie.


Z ciekawością dziecka podgląda mrowisko.


Zmęczone postanowiło odpocząć nad leśnym stawem i pozachwycać się urodą miejsca.



piątek, 18 października 2013

Wyjęte z pamiętnika

Wtorek 2004.12.07

Wczorajszy dzień był dla mnie bardzo ciężkim dniem, dlatego jestem zmuszona zastanowić się jak i co mam robić, aby tyle nie cierpieć?

Już teraz wiem na pewno, że stojąca czy siedząca z pochyloną nieustannie głową praca w jednym miejscu nie jest dla mnie. Ból zarówno w karku, ramionach jak i w górnych partiach kręgosłupa tak bardzo się wtedy nasila, że tracę ochotę i motywację do czegokolwiek. Kropką nad i, są dosłownie krzyczące z bólu biodra.

Najlepszym wyjściem w tej sytuacji i moim zdaniem jest unikanie monotonności ruchów, jednak nie ma zmiłuj się – muszę pracować w szklarni cały tydzień. Takie są reguły w tym ośrodku rehabilitacyjnym. Chory pracuje na różnych stanowiskach po tygodniu, znawcy tematu obserwują go i oceniają jego możliwości, wytrzymałość i przydatność. Czuję się jak królik doświadczalny, chociaż przy okazji bardzo dużo się uczę, przede wszystkim o sobie, na co nigdy przedtem nie miałam zbyt wiele czasu. Znałam więc siebie samą bardzo powierzchownie. Dziwne i zastanawiające to spostrzeżenie.

Nauczona wczorajszym doświadczeniem, dzisiaj wsłuchiwałam się dokładnie w to, co mówi mi moje ciało. Pracowałam przy tym samym stanowisku znajdującym się w samym środku pomieszczenia. Żeby sobie polepszyć moje warunki pracy postawiłam obok mnie krzesło aby móc pracować trochę na siedząco w momencie, gdy poczuję, że organizm nie daje rady dłużej stać. Stół przy którym wykonuję zlecone mi czynności stoi na podwyższeniu, które wykorzystuję również do tego by sobie pomóc. Raz stając na nim, raz na podłodze zmieniam położenie mojego ciała względem wysokości stołu, co sprawia, że zarówno ramiona, jak i głowa zmieniają swoją pozycję przynosząc mi w ten sposób ulgę. Poza tym częściej niż wczoraj wykonywałam ćwiczenia rozciągające, a żeby ciało nie sztywniało co jakiś czas fundowałam mu spacer dookoła mojego stanowiska pracy. Stojąca w pomieszczeniu sofa również była mi przydatna. Podobnie jak wczoraj siadałam na niej z bardzo odchyloną głowa do tyłu dzięki czemu zarówno kark jak i głowa mogły odpocząć. Potrzeba jest matką wynalazków, zwykło się mówić. :D

Przy całej mojej pomysłowości nie obeszło się jednak i dzisiaj bez przeciwbólowych pastylek. Tym razem nie zapomniałam ich w szatni, miałam je przy sobie i to była pierwsza rzecz o jakiej myślałam gdy przebierałam się w robocze ubranie.

Ponieważ spacer dobrze przeciwdziała zesztywnieniu, po skończonej dniówce, mimo bólu w ciele i zmęczenia, część drogi do domu przebyłam pieszo, a po krótkim odpoczynku w domu wybrałam się na kolejny spacer z moją suczką.

W mojej sytuacji samo dyscyplina jest bardzo ważna. Cały czas mam w pamięci, że tu chodzi o moje zdrowie, a mój upór osła mówi mi, że w tym wszystkim chodzi przecież o moje najlepsze. Walczyłam więc dzisiaj lepiej niż wczoraj. Teraz myślę, że dobrze się spisałam, zrobiłam swoje najlepsze i o to właśnie chodzi w tym całym moim boju o własne zdrowienie.

poniedziałek, 7 października 2013

Bez zbędnych kompleksów

Drogą do świadomego życia jest odważne spojrzenie na siebie samego bez porównywania się z innymi. Dopuszczenie do swojej świadomości, że to jest moje życie i dlatego to moje możliwości wprowadzam w obieg. Jesteś i byłeś dla siebie samego najważniejszy! Gdy czujesz się dobrze z samym sobą, spełniony, wtedy inni czują się dobrze z tobą. Ktoś potrafi albo może więcej, ktoś inny mniej, jakie to ma znaczenie dla indywiduum? Tylko i aż takie, żeby odważył się być sobą i wprawił swoją machinę/siebie w ruch bez zbędnych kompleksów. By nie starał się tylko, ale by chciał złapać szczęście za całe stopy. Każdy z nas to potrafi, naprawdę! Wystarczy chcieć i robić, każdy wg swoich możliwości, a te - proszę mi wierzyć - są ogromne, tylko czekają by je wyzwolić z naszej niepewności i braku wiary w siebie.

Gorący umysł stymuluje nie tylko myśl, ale również pobudza naszą świadomość. Świadomość rodzi pragnienie, a to z kolei myśl zamienia w czyn zanim Ziemia zdąży obrócić się dookoła własnej osi. Co dnia nie tylko mięśnie, ale i umysł trzeba poddawać treningowi i to poprzez serce. Bo żyjąc samemu nie wolno nam odbierać prawa do życia innym. Nic więc za wszelką cenę! Realizując siebie, nie zapominaj o empatii.

Z wegetacją precz!! Gdy wdziera się ona drzwiami wyrzuć ją oknem, gdy wchodzi przez okno wyrzuć ją drzwiami. Żyj i ciesz się życiem jednocześnie sprawiając radość żyjącym obok ciebie. Nie zapominaj, że człowiek jest stworzeniem stadnym. Może działać, czuć się szczęśliwym i spełnionym jedynie wtedy gdy to co robi ma sens i swoich odbiorców. Mówiąc innymi słowami, gdy ma dla kogo żyć i działać w zamian doświadczając podziwu i docenienia, nie szczędząc innym tego samego za ich dokonania. Wszyscy potrzebujemy od czasu do czasu miłego słowa, poświęconej tylko nam uwagi i zwykłego tylko dziękuję!

Korzystanie z życia, różne rzeczy znaczy lecz jeden ma sens dla wszystkich – dotknąć gwiazd czyli szczęścia. Bo o nie właśnie w tym wszystkim chodzi. Dla każdego szczęście ma inną formę, co innego znaczy, ale odczuwamy je podobnie – przy zderzeniu się z nim odlatujemy w kierunku innych galaktyk! :D

niedziela, 6 października 2013

Naturalna maseczka odżywcza

Naturalna maseczka odżywcza dla cery normalnej i suchej wyraźnie zmniejszająca pory i wygładzająca skórę.

Składniki:

- Pół szklanki rozgniecionego siemienia lnianego
- Szklanka wrzącej wody
- Łyżeczka kminku
- Trzy plasterki cytryny

Siemię lniane wsypać do miksera, zalać wrzącą wodą. Miksować przez chwilę aż do momentu uzyskania gęstej papki. Jeżeli papka jest za rzadka lub za gęsta, odpowiednio dosypać siemienia albo dolać wody. Wyjąć gotową już maseczkę do salaterki i odstawić na chwilę by ostygła. W między czasie zalać kminek wrzątkiem i parzyć pod przykryciem. Odstawioną papkę lnianą zamieszać łyżeczką. Odrobinę położyć na grzbiet dłoni by sprawdzić jej temperaturę. Gdy już nie parzy, ale ciągle jest ciepła nałożyć na twarz i szyję. Odczekać aż ostygnie na naszej skórze plus pięć minut po czym zdjąć maseczkę miękką serwetką jednorazowego użytku. Moczonymi w herbacie kminkowej wacikami zmyć resztki maseczki z twarzy i szyi. Poczekać aż skóra wyschnie. Przygotowanymi plasterkami cytryny przemyć miejsca poddane działaniu maseczki. Pozwolić by sok cytryny działał ok. pięciu minut, ale nie dłużej niż do momentu pierwszego szczypania. Na koniec zmyć twarz i szyję tylko ciepłą wodą. Wysuszyć miękkim ręcznikiem.

Efekt
Wspaniale odżywiona, odprężona, gładka i rozjaśniona skóra z bardzo mocno zmniejszonymi porami już po pierwszym zastosowaniu maseczki. Jest to wynikiem działania zawartych w siemieniu lnianym witamin, minerałów i olejków eterycznych, jak również zawartej w nim Omegi-3, błonnika i białka. Zmniejszone pory i rozjaśniona, odmłodzona skóra to efekt działania witaminy C zawartej w plastrach cytryny.

Życzę powodzenia. :D

Jako ciekawostkę podam, że śluz otrzymany z siemienia lnianego może z powodzeniem zastąpić balsam do włosów świetnie nawilżając i odżywiając zniszczone włosy.

sobota, 5 października 2013

Prawdziwa męka

Wyjęte z pamiętnika
Poniedziałek 2004.12.06

To był ciężki dzień dla mnie. Zamiast w stolarni, wylądowałam w szklarni. Przesadzałyśmy hiacynty do doniczek, które potem ozdabiałyśmy świątecznymi akcesoriami. Przy tym zajęciu non stop stoi się przy stanowisku pracy z ciągle pochyloną głową . To była dla mnie prawdziwa tortura. Posykiwałam często z bólu i byłam zmuszona robić sobie niezliczoną ilość razy przerwy na rozprostowanie się i na ćwiczenia rozciągające. Bardzo się starałam wytrzymać do końca dniówki, ale niestety, nie udało mi się! Musiałam położyć się na sofie z odrzuconą w tył głową i tam już pozostałam.

Ból w całym ciele tak się nasilił, że nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Cierpiałam tak bardzo, że przestałam zwracać uwagę na tych wszystkich, którzy znajdowali się razem ze mną w pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy stamtąd wyszli.

Płynące z radia wiadomości uświadomiły mi, że to musi być godzina dwunasta i że wszyscy poszli na obiad. Podniosłam się powoli z sofy i dołączyłam do nich w stołówce.

Cała ja byłam jednym, wielkim bólem. Siedzenie przy stole sprawiało mi ogromną trudność. Jedzenie było przymusem. Tabletki przeciwbólowe zapomniałam w kieszeni kurtki w szatni. Żeby tylko być, stawało się coraz bardziej nieznośne, wierciłam się jakbym usiadła na mrowisku. To była prawdziwa męka. Byłam obolała i coraz bardziej zmęczona, smutek zamienił się w przygnębienie, które pozostało przy mnie już przez resztę dnia. Nawet wizyta u gimnastyka mi nie pomogła.

Tego wszystkiego dzisiaj było za dużo! Przestaję rozumieć sens takiej rehabilitacji. Jestem prawie załamana. W tej chwili mam tylko jedno pytanie - dlaczego muszę przechodzić przez to wszystko?
 

czwartek, 3 października 2013

Jesień

To cudowna pora roku, moim zdaniem. Spacery w towarzystwie jesieni, to nie zapomniane wrażenia i przeżycia natury nie tylko duchowej. Każdemu polecam pobycie sam na sam z tą porą roku. Aby się z nią spotkać nie potrzeba się umawiać, wystarczy ubrać się stosownie i wyjść z domu.









Jesień to nie mała jest figlarka. Jak żadna inna pora roku
może zaskoczyć swoją rozmaitością pogody i wahaniami temperatury. To uśmiecha się do człowieka zachęcającym do spacerów słońcem, udając babie lato, to spadającymi z drzew liśćmi źle imituje zimę. Innym razem przepędza deszczem lub swawolnym wietrzyskiem, albo tylko chmurzy swoje czoło wiejąc przy tym chłodem żeby po chwili i niespodziewanie smagać lekko ciepłymi, złocistymi promieniami. A jaką przy tym dysponuje paletą barw ta artystka lubująca się w kontrastach! Żaden malarz nie dorówna jej swoim pędzlem.





Jesieni można wszystko zarzucić, ale nie to, że jest nudna. Na dzisiejszym porannym spacerze przywitała mnie lekkim przymrozkiem na przykład, jakby chciała mi łagodnie przypomnieć, że to już czas wyciągnąć z szafy cieplejsze swetry i kurtki. :D


Na granicy lata z jesienią

Lato jeszcze nie chce odejść, ale jesień nie daje za wygraną i delikatnie upomina się o ustąpienie jej miejsca. Póki co te dwie pory roku jakby usiadły na chwilkę przy wspólnym stole i naradzały się po cichu czym by tu ludzi jeszcze zaskoczyć? Uśmiechają się przy tym jakby były najlepszymi przyjaciółkami. Do swojej rozmowy zaprosiły Słońce, które zmęczone nadmiernym grzaniem w tym roku usiadło chętnie przy nich rozjaśniając miejsce swym delikatniejszym już światłem. Popatrzcie jak im razem jest wesoło.

Obydwie pory roku są przecudnie ubrane. Lato w suknię dla
siebie już wieczorową w stonowanych, pastelowych kolorach, bo przecież jest to już dla tej pory roku bal pożegnalny, jesień natomiast ubrana jest bardziej awangardowo, trochę jakby poszarpana Picassem. Tylko Słońce zawsze jest w tej samej kreacji, uwielbia świecić sobą, dlatego niezmiennie ubiera się w kolor złoty.

Podchodzę do nich po cichu i dyskretnie podglądam to wesołe towarzystwo. Nie pytając o pozwolenie, proszę mi wybaczyć, robię im sesję zdjęciową. :D


Zachód słońca w moim mieście

              Po obejrzeniu takiego widowiska można zaniemówić.










piątek, 27 września 2013

Jeżeli boli cię żołądek

- Zioła szwedzkie są świetnym antidotum na tę dolegliwość. Wystarczy jedna duża łyżka nalewki z tych ziół na 1/5 szklanki przegotowanej wody aby poczuć ulgę. Warunkiem jest by przełykać nalewkę bardzo powoli i spokojnie. Więcej tu

- Kłącza tataraku to od dawien dawna znany sposób ludowy na dolegliwości żołądkowe i trawienne. Jego liści używano do leczenia wrzodów.

Nalewka z tataraku

Składniki:

- 100 g świeżych kłączy tataraku,
- 1 litr wytrawnego wina, najlepiej białego.

Kłącza tataraku oczyścić, drobno pokroić, zalać winem i odstawić w szczelnie zamkniętej butelce na dwa tygodnie. Po upływie tego czasu nalewka jest gotowa do użytku w bardzo małych ilościach – od 20 do 60 kropel na ¼ szklanki wody przed lub po jedzeniu w zależności od zapotrzebowania. Przed jedzeniem dla zwiększenia apetytu, po jedzeniu jako ułatwiająca trawienie i zapobiegająca wzdęciom. Więcej tu

- Gorczyca natomiast to lek na wszelkiego rodzaju dolegliwości trawienne, a ściślej mówiąc rozdrobnione ziarna białej gorczycy. Tu nie wystarczy zażycie jej tylko raz ponieważ leczenie gorczycą to kuracja. W pierwszym dniu należy ją zażywać po jednej łyżeczce do herbaty trzy razy dziennie przed jedzeniem popijając wodą. Każdy następny dzień trzeba dawkę odrobinę zwiększać aż do momentu, gdy wystąpi lekkie rozwolnienie. Po czym należy kurację zaprzestać. Więcej o gorczycy i jej właściwościach tu

 

czwartek, 26 września 2013

Jesienny spacer w towarzystwie własnych rozważań

Jesienny spacer to kąpiel dla duszy w całej gamie barw. Oczyszcza wnętrze swoim kolorowym ciepłem, mimo często niskiej już temperatury. Szczególnie z samego rana, gdy cywilizacja jeszcze śpi, gdy cisza przed wschodem słońca pozwala słyszeć własne myśli. Przeżywam to każdego dnia już od jakiegoś czasu i za każdym razem jednakowo mocno i dogłębnie. Zachwycam się otaczającym mnie świtem, sprzyjającym rozważaniom na różne tematy.

Gdy jeszcze jest ciemno wsiadam na rower i jadę do centrum miasta, skąd prowadząc rower obok, wracam pieszo do domu, za każdym razem obierając inną do niego drogę. Obserwuję moment, w którym noc kładzie się do snu, a wstaje nowy dzień. Jak powoli jesienne kolory nabierają mocy, stają się wyraźne i zachęcające do porannego spaceru.

Ludzie powoli wysypują się ze swoich domowych pieleszy,
spieszą się do swoich codziennych zajęć gdzieś tam poza domem. Często są jeszcze zaspani, ziewający, tak jakby strząsali z siebie resztki nagle przerwanego dzwoniącym budzikiem snu. Niektórzy dopinają kurtki, inni przeżuwając resztki kanapki lub dopijając kawę w plastikowych kubkach, kończą swoje śniadanie po drodze. Ciągle się spieszą! Jedni idąc szybkim krokiem, inni jadąc na rowerach, jeszcze inni czekając na przystankach autobusowych spoglądają nerwowo na swoje komórki. Jestem pewna, że patrzą na zegarki. Ciekawa jestem, czy w takich momentach dostrzegają świat ich otaczający, czy tylko znajdują się w nim jakby przypadkowo, jakby przeskakiwali przez chwilki swojego zycia jak krótkodystansowiec w biegu przez płotki? Skoncentrowani jedynie na jak najszybszym osiągnięciu celu.

Jeszcze nie tak dawno sama byłam taka zabiegana, wpatrzona jedynie w cel, nie widząca niczego wokół. Nie dostrzegająca przemijających chwilek, z których składa się życie, nie czująca w nich własnej obecności, nie istniejąca. Tak jakbym chciała prześcignąć czas, jakbym chciała wygrać z nim wyścig - tylko o co i po co?

Poranek do poranku nie jest podobny. Raz dzień wstaje słońcem, raz mgłą, innym razem deszczem.
Mam uczucie jakbym to wszystko tak naprawdę przeżywała po raz pierwszy, jakbym dopiero teraz odnalazła oczy, uszy i siebie w otaczającym mnie świecie. To co widzę, słyszę i odczuwam zachwyca mnie.

Idąc obok roweru rozmyślam o tym wszystkim, ciesząc się w duchu, że nie spóźniłam się na swoje własne życie, mimo wielu przeszkód i trudności napotykanych po drodze. Żal mi tylko tych wszystkich, zabieganych ludzi. Może jak ja, muszą wpierw wejść w przysłowiową ścianę, by zacząć rozumieć, co w życiu człowieka jest najważniejsze - myślałam - by przewartościować sens swojego istnienia i obrać ten właściwy cel, do którego warto jest zmierzać? Hmm!? Nie dziwię się jednak nikomu i niczemu. Świat dzisiaj wygląda tak, jak wygląda! Aby żyć trzeba pracować. Pracując nie mamy już często czasu na nic więcej. Praca pochłania tak ogromną jego część.

Co ze mną? Jakim cudem ja znajduję czas na zachwycanie się życiem jednocześnie pracując?
Odpowiedź jest prosta - przewartościowałam swoje życie. Dopasowałam nie siebie do pracy, ale pracę do siebie, do moich własnych, prawdziwych potrzeb i możliwości. Traktuję pracę jak dodatek do życia, a nie jak jego sens.

Po moim odrodzeniu się zrozumiałam co w życiu ma prawdziwą i największą wartość, w moim życiu. Od tego też momentu nikomu nie pozwalam wmawiać mi, co dla mnie jest najlepsze? Odpowiedź na to pytanie ja sama znam najlepiej i tego się trzymam ponieważ zauważyłam, że wszystko co w życiu jest najlepsze, najpiękniejsze, warte zachodu, jest za darmo. Świadomość tego pozwala mi żyć bez długów, a więc być prawdziwie wolnym człowiekiem. Pracując dla siebie, a nie na banki, znajduję wiele czasu i możliwości by w pełni cieszyć się życiem, delektować się nim. To nie pieniądz rządzi mną, ale odwrotnie.


Mam takie same potrzeby jak inni ludzie, ale zrozumiałam, że nie muszę mieć wszystkiego od razu,
że opłaca się czekać na spełnianie swoich marzeń bez stresu. Opłaca się zmierzać do ich spełnienia powoli. Lepiej wtedy smakują, bo są moim osiągnięciem a nie tylko kupionym na kredyt złudzeniem, po którym dostaje się w końcu jedynie zgagę. Dzisiejszy świat stanowczo za bardzo się spieszy!

Ja wolę płacić tylko własne rachunki, a nie pracować na rachunki w przepychu żyjących bankierów. Niech sobie żyją w przepychu, nic mi do tego, byle nie moim kosztem, nie kosztem MOJEGO zdrowia.